DLACZEGO NIE DOŁĄCZAM DO OGÓLNEJ BORELIOZOWEJ PANIKI?

Dotychczas starałam się zachowywać we wszystkich tematach neutralność. Ale dzisiaj pierwszy post, w którym po prostu wylewam swoje żale :D. Okej, jesteście uczciwie uprzedzeni.

Nie bardzo rozumiem, skąd w naszym społeczeństwie ta powszechna boreliozowa panika, nakręcana przez wszelkiego rodzaju media. Dlaczego ludzie tak bardzo boją się boreliozy, akurat tej jednej choroby wśród wszystkich?

To nie jest przyjemna choroba, miewa również ciężki, powikłany przebieg. I nie życzę jej nikomu, sobie też. Ale dlaczego akurat ona wzbudza taki strach? To choroba, która nikogo szybko nie zabije, potrzebuje dni-tygodni-miesięcy, żeby w ogóle dać objawy. Jej leczenie jest w większości skuteczne. Dlatego akurat borelioza sieje taki strach?

Mówię Wam szczerze, z ręką na sercu – nie rusza mnie za bardzo, gdy widzę kleszcza u mojego dziecka. (A że mieszkamy blisko lasu, to sytuacje nierzadkie). Moment wyciągania kleszcza jest nieprzyjemny, bo to obrzydliwy pajęczak, ale to tyle. (Zresztą kleszcze u ludzi są niczym w porównaniu z obrzydliwymi, napompowanymi kleszczami na psach). Jedyne, czego pilnuję, to staram się codziennie oglądać chłopaków, bo wiem, że ryzyko zarażenia boreliozą znacząco wzrasta (a według niektórych źródeł dopiero się zaczyna) po 24-48 godzinach od bytowania kleszcza w skórze. Dlatego staram się usunąć problem szybko.

Nigdy nie leczyłam siebie ani moich dzieci tylko dlatego, że miały wbitego kleszcza. Obserwuję ciągle dzieci pod kątem rumienia przez cały czas. Gdybym według dziwnej mody (niepopartej zaleceniami medycznymi!) miała się leczyć po każdym wbitym kleszczu, to pewnie wszyscy bralibyśmy antybiotyki przez większą część roku.

W tej trawie z pewnością są kleszcze. Ale czy to przeszkodzi nam w dobrej zabawie? 😉

A co się stanie, jeśli ktoś z nas zachoruje? Wtedy ten ktoś będzie się diagnozował i leczył.

Wiecie, czego ja się boję zamiast boreliozy?

2 główne strachy:

  • Boję się MENINGOKOKÓW.
    • Bo mogą sprzątnąć nas z powierzchni Ziemi w ciągu doby. Meningokoki to mój strach. Na szczęście istnieją szczepienia przeciw meningokokom i moje gałgany niedawno zakończyły serię wszystkich szczepień. Siebie i męża też zaszczepiłam. Teraz się boję trochę mniej.
  • Boję się ZESPOŁU GUILLAINA-BARREGO.
    • Wyobraźcie sobie: jestem całkiem zdrowa albo mam jakąś infekcję, o której za tydzień na pamiętam. A tu BACH, dopada mnie zapalenie rdzenia, niedowład kończyn. Wyłącza mnie z życia na kilka tygodni-miesięcy-rok. A jeśli będę mieć pecha, to może na zawsze. No kurde, a co w z moimi dzieciakami, z ratami kredytu, kiedy będę tygodniami leżeć pod respiratorem, bo mięśnie oddechowe odmówią posłuszeństwa? Zespół Guillanina-Barrego to też moja zmora.

Różne inne strachy:

  • Boję się STWARDNIENIA ROZSIANEGO
    • i innych chorób, które stopniowo uniemożliwiają pracę zawodową – tak samo: bo mam dwójkę dzieci i kredyt hipoteczny na 30 lat.
  • Boję się ZŁOŚLIWYCH NOWOTWORÓW.
    • Dlatego, że wielu nie potrafimy wyleczyć. I że są coraz częstsze, i w coraz młodszym wieku, i wydaje mi się czasem, że gdzie się nie obejrzę, widzę jakiegoś raka. Moja mama leczy się z powodu raka jelita grubego i to pewnie ma duży wpływ na ten mój strach.
  • Boję się REAKCJI ALERGICZNYCH NA ANTYBIOTYKI
    • nie pracuję długo, a już widziałam kilka poważnych. Między innymi dlatego staram się nie przepisywać antybiotyków bez powodu. Jeśli jest faktyczny powód, to leczymy, godząc się na ryzyko. Antybiotyki przecież często ratują zdrowie i życie! (Naprawdę często.) Ale stosowane bez powodu nie przynoszą efektu, a ryzyko efektów niepożądanych nadal istnieje. Dlatego przepisuję tylko wtedy, gdy naprawdę wierzę w sens ich zastosowania w tym momencie.
  • Boję się CHORÓB PSYCHIATRYCZNYCH
    • – takich, które zmieniają nasz charakter albo nasze relacje z bliskimi, takich, które trudno wyleczyć.
    • Gdy pracowałam na SORze, ratownicy przywieźli raz ok. 40-letnią panią ze schizofrenią, która miała akurat nasilenie choroby. Zaraz za nią przyjechał mąż. Pamiętam do dziś rozpacz tego męża, mówił do niej czule, ze łzami w oczach, a ona nie chciała go znać, traktowała jak najgorszego wroga, bo uważała, że on wsypuje jej truciznę do jedzenia, wpuszcza gaz do pokoju. Przeraża mnie, że choroba może do tego stopnia zmienić nasze postrzeganie drugiej osoby.
  • Im dłużej pracuję, tym więcej rzeczy dopisuje się samo do tej listy w mojej głowie, ale może tyle wystarczy, jeśli chodzi o straszenie :).

W porównaniu z tymi borelioza nie prezentuje się dla mnie strasznie. Nie chcę jej mieć, tak jak nie chcę mieć innych chorób, nie w jakiś wyjątkowy sposób, przedstawiany przez media.

Bo są choroby i reakcje organizmu, które mogą zakończyć nasz żywot bardzo szybko. Borelioza nie jest jedną z nich. Są choroby, których nie mamy możliwości leczyć. Borelioza nie jest jedną z nich.

Przypuszczam, że nie pocieszyłam nikogo tym wpisem. Ale w ponad 90% przypadków standardowe leczenie, zastosowane dopiero po potwierdzeniu choroby zgodnie z wytycznymi, jest skuteczne i powoduje ustąpienie objawów.

Dlaczego w takim razie ciągnie się o niej mówi, a o wiele mniej o innych, groźnych stanach?

Nie wiem. Nie rozumiem. Jedynym sensownym powodem nakręcania tej paniki wydaje mi się mnożenie klientów dla osób niemedycznych, które oferują za spore pieniądze różne dziwne testy i dziwne sposoby leczenia boreliozy. Dla mnie to, co się teraz dzieje w temacie okołoboreliozowym jest moralnie niedopuszczalne. Nie wiem, jakim prawem osoby bez żadnego wykształcenia medycznego wymyślają coś, co udaje leczenie albo diagnostykę, bez żadnych badań, żadnej weryfikacji, żadnej odpowiedzialności. Znaczy wiem, prawem wolnego rynku. Ale dla mnie to jest nie w porządku i tyle.

  • Przyszła do mnie do przychodni starsza pacjentka po jednym z takich testów. Sam test był darmowy. Ale leczenie (oczywiście sposobem bardzo odległym od jakichkolwiek sprawdzonych rzetelnie metod, oczywiście przeprowadzanym przez ludzi niemedycznych) kosztowało ponad 4 tysiące złotych. A gdy pani powiedziała, że tak duży wydatek musi przedyskutować z mężem, ale raczej mąż się nie zgodzi, osoby proponujące leczenie namawiały ją, żeby zapłaciła za nie w tajemnicy przed mężem. Bo „na pewno ma jakieś oszczędności, a przecież chodzi o jej zdrowie”.

Okej, koniec oburzonych dygresji.

Podsumowując, moim zdaniem, gdy widzisz u dziecka kleszcza, nie ma powodu, żeby panikować. Po prostu go wyciągnij. I potem na spokojnie obserwuj.

Jeśli masz mimo wszystko wątpliwości co do postępowania potem – skonsultuj się ze swoim lekarzem.

Tak w ogóle dobrze zawsze obserwować swoje dzieciaki pod kątem jakichkolwiek objawów chorobowych zawsze, przez cały rok. Czujnie i spokojnie.