Dzień Babci i Dziadka

Gdy studiowałam i miałam mocno ograniczony budżet na przeżycie, dziadkowie razem z rodzicami przygotowywali mi paczki z jedzeniem, naprawdę dużo dobrych słoików przez te lata. Gdy dziadek kiedyś uznał, że pewnie mi się skończył prowiant, wsiadł w auto i przejechał 140km, żeby mi dowieźć nowe paki pierogów, chociaż tłumaczyłam, że naprawdę nie umrę z głodu w tej małej mieścinie Kraków.

Gdy się zbliżało absolutorium na zakończenie studiów, kolega, którego rodzice nie przyjeżdżali, zgodził się oddać mi miejsca na auli, żeby dziadkowie mogli zobaczyć, jak pierwszy lekarz w rodzinie odbiera dyplom.

Dziadkowie nie powtarzają, że jestem naiwna i po co robić w życiu rzeczy, które nie przynoszą pieniędzy. Gdy coś takiego pada, babcia, która nigdy nie jest groźna, odpowiada groźnie: „Bo jej zależy na ludziach”. I najpierw myślę: „Babciu, nie rób patetycznej kaszany, jak zawsze robiła mama!”. A potem, że kurde głupio byłoby zawieść babcię.

Rok temu pochowaliśmy wspólnie mamę, która też była najlepszą babcią.

I teraz między oddziałem a przychodnią wpadam do babci na obiad, gdy akurat nie wzięłam żadnego z domu. Babcia uważa, że skoro nie ma mamy, to ona teraz ma za zadanie robić mi krupnik i nie ma sensu z tym dyskutować.

Babcia zawsze podaje obiad na talerzach ze złotym paskiem, a chleb na osobnym, na te 5 sekund, zanim weźmiesz go do ręki, chociaż to jestem ja, nie żaden wielki gość. Bo taką gościnność wyznaje babcia.

I chociaż wywalam oczami: “Babciu, już sobie wzięłam łyżkę!”, ona mi podaje inną.
„Ta jest ładniejsza”.