BADANIE KLESZCZA – dlaczego nie warto?
Badanie kleszcza – „dobre” rady
Dostałam dzisiaj ciekawe info. Ktoś dostał sugestię, żeby przebadać kleszcza na odkleszczowe zapalenie mózgu, bo jeśli wyjdzie wynik dodatni to będzie można włączyć leczenie.
To jest jeszcze bardziej rewelacyjna rada, niż leczenie boreliozy na podstawie badania kleszcza! Bo NIE ISTNIEJE LECZENIE PRZYCZYNOWE na odkleszczowe zapalenie mózgu. Gdy choroba się rozwinie, możemy tylko łagodzić objawy i czekać. Nie mamy leczenia na tego wirusa. Więc jakie kurde leczenie?! (Ale co ja tam wiem, jestem lekarzem, a to często zarzut w internecie, bo jak masz wykształcenie to nie jesteś true…).
Badanie kleszcza – biznes, nie medycyna
Wiem kto bierze kasę za te badania, ale nie wiem kto bierze odpowiedzialność, bo wydaje się, że nikt. Laboratorium namawia, wrzuca reklamy gdzie się da, trzepie kasę. A z durnym wynikiem wysyła do lekarza. Niech lekarz ma problem. Niech lekarz powie pacjentowi, że ten wynik, za który tyle zapłacił, można spłukać w kiblu.
Przypominam Wam, że badanie kleszcza na boreliozę i KZM (a tym bardziej na taki hit, jak HIV czyli LUDZKI wirus niedoboru odporności u kleszcza) nie jest wystandaryzowane. Jeśli mieliście zamiar oprawić do w ramki do salonu, to nie bardzo. Nie możecie być pewni, że otrzymany wynik jest wiarygodny, więc się do niego nie przywiązujcie.
I rozumiem doskonale, że rodzice pędzą z kleszczem w słoiku po ogórkach do najbliższego laboratorium, żeby wydać nawet kilkaset złotych na to badanie. Bo rodzice się boją. Rodzice często nie mają medycznej wiedzy. Ale to jest dramat, jeśli personel medyczny popiera takie badanie. Badanie, które jest finansowym żerowaniem na cudzym strachu.

Badanie kleszczy – konowały nie chcą leczyć
I na pewno żaden lekarz znający choćby trochę oficjalne zalecenia nie weźmie tego wyniku pod uwagę. Nie widnieje ono w żadnych wytycznych chorób odkleszczowych. To tylko biznes, nie medycyna. W przypadku boreliozy włączanie kilkutygodniowej antybiotykoterapii na życzenie pacjenta albo sugestię laboratorium, wykonującego bezsensowne badanie, to jest jakiś dramat. (W przypadku boreliozy badanie kleszcza nie rozróżnia zresztą martwych krętków od zabitych).
Kleszcz jest chory, leczmy kleszcza
Badanie kleszcza nie mówi nic o sytuacji człowieka. Jakby było wystandaryzowane, może by coś powiedziało o sytuacji kleszcza. Jeśli chcecie zreanimować i wyleczyć kleszcza, to śmiało #kleszczużyjwzdrowiu.
To tak, jakbyście przespali się z przypadkową osobą. I po fakcie dotarło do Was, że mogła mieć jakieś wenorologiczne dodatki. Kogo badacie, żeby sprawdzić, czy nie zostaliście narażeni?
Możecie wydać te pieniądze lepiej. Właściwie jeśli wydacie je na cokolwiek poza działalnością przestępczą, to zawsze będzie lepiej, nawet jeśli to będą GPSy na lemingach.
W takim razie jakie zrobić badania?
Jeśli dziecko nie prezentuje niepokojących objawów, żadne. Można zrobić badania serologiczne w porozumieniu z lekarzem! Jednak leczymy pacjenta, a nie wyniki badań. Ważne jest oglądanie skóry dziecka codziennie, żeby nie przegapić kleszcza, bo szybkie usunięcia zmniejsza znacznie ryzyko boreliozy (nie działa to w przypadku odkleszczowego zapalenia mózgu, którego wirus może się dostać do organizmu zaraz po ugryzieniu). I obserwacja dziecka. Czujna. Nieustanna. Nie tylko w kierunku boreliozy czy odkleszczowego zapalenia mózgu, ale wszelkich niepokojących objawów. Gdy cokolwiek nam się nie podoba, do lekarza, który zaplanuje dalszą diagnostykę.
Argument laboratoriów w stylu „sąsiad blacharza miał boreliozę, ale nikt mu nie wykrył, zbadaj kleszcza” jest idiotyczny. To, że czasem boreliozę trudno zdiagnozować nie sprawi nagle magicznie, że badanie kleszcza ma sens.
Badanie kleszczy – podsumowanie
Wpis powstał z powodu tej durnej sugestii, którą Wam przytoczyłam na początku. I dlatego, że dostałam też dzisiaj oburzoną wiadomość koleżanki, która jest diagnostą laboratoryjnym. I pod reklamą badania kleszcza w jednym laboratorium napisała komentarze podobnej treści, jak ta tutaj. Komentarze zaraz zostały skasowane.
Tak to wygląda, koniec i bomba. A kto sprzedaje badanie kleszcza, ten sami wiecie co…
No to ja napiszę z tej drugiej strony….otóż pracuję w laboratorium w krórym bada się kleszcze w kierunku nosicielstwa m.in Borrelia spp. Ba, nawet sama takie badania wykonuję (pewnie nikt mi tu nie uwierzy ale żadnych dodatkowych profitów związaną z duzą liczba wykonanych badań nie mam ). Problemem w naszym kraju jest to, że żadna państwowa instytucja nie prowadzi badań kleszczy na szeroką skalę. Badania najczęściej dotycza północnych i południowo-zachodnich obszarów kraju. U mnie na śląsku u prawie 30% kleszczy wykrywamy DNA Borrelia (metodą qPCR, o bardzo wysokiej swoistości i czułości), Oczywiście nie znaczy to że ukąszenie przez zakażonego kleszcza jest równoznaczne z zachorowaniem, Myślę jednak, że w przypadku, kiedy to u kleszcza stwierdzono tą bakterię jednorazowe przyjęcie antybiotyku niesie za soba dużo mniejsze ryzyko skutków ubocznych niż sama borelioza czy też długotrwałe podawanie antybiotyków w celu jej leczenia.
Tylko że w zaleceniach w pediatrii nie istnieje coś takiego, jak przyjęcie jednorazowej dawki antybiotyku w przypadku podejrzenia boreliozy. Jeśli rozpoznajemy boreliozę to należy przeleczyć dziecko pełnym schematem leczenia, nie ma tu dróg na skróty. Jeśli nie rozpoznajemy choroby, nie podajemy leków wcale. Więc ten wynik nadal nie wpływa na postępowanie. (A doksycykliny, która jako jedyny antybiotyk pojawia się w zaleceniach jako profilaktyka np. przy mnogich ukłuciach na terenach endemicznych boreliozy, w ogóle nie należy podawać dzieciom do 12 roku życia).
Czyli jak wyjdzie że kleszcz nie zakazony to i tak nie mam pewności, że nie zachoruję?
To działa w drugą stronę. . Czyli jeśli badanay kleszcz nie jest zarażony, to prawdopodobieństwo zachorowania jest bardzo niskie (poniżej 1%). Oczywiście należy pamiętać żeby dobrze zapoznać się z metodą badawczą oferowana przez dane laboratorium (oraz o samym laboratorium), bo niestety w interneciemozna spotkać wiele pseudolaboratoriów oferujących badania tego typu „biorezonansem” i innymi niesprecyzowanymi metodami (dającymi najczęściej 100% pewności- co w normalnych warunkach nie jest możliwe).
Pani Różo. A jakie działanie poleciłaby Pani w moim przypadku. Kilka dni temu z nudów na wakacjach wpadł mi w ręce obszerny artykuł nt. boreliozy. Smutne jest to, że rok temu moje dziecko miało na plecach coś co przypominało rumień wedrujący. Kropkę po ugryzieniu, różową obręcz a w środku obręczy brak koloru. Rok temu nie wiedziałam co to jest. Zrobiłam zdjęcie ale że na drugi dzień zniknęło to odpuściłam wizytę u lekarza. Teraz jestem przerażona…mam ochotę zakończyć wakacje i wracać w te pędy do naszego pediatry. Nie wiem co robić…czy godzić się na jakąś antybiotykoterapie w razie czego? Wykonać najpierw jakieś badania? P.s. zdjęcie zachowałam.
Od innej strony – jeżeli mam wolne kilka stówek i zbadam kleszcza w sprawdzonym laboratorium to wynik badania jest o tyle przydatny, że negatywny może mnie uspokoić. O tyle moim zdaniem ma sens badanie kleszcza.