Depresja – mity i Wasze historie

[maj 2020]

To nie rozdział z podręcznika „objawy-diagnostyka-leczenie”. Ani artykuł naukowy. Ani tekst, który wyczerpuje temat. Jedyne, czego bym chciała, to żeby depresja oznaczała dla Ciebie to, czym jest. Chorobę. Częstą chorobę. Straszną chorobę.

Zobacz, z jakimi mitami muszą się mierzyć chorujący. Skąd niektóre mity się wzięły. I że wokół Ciebie naprawdę są ludzie, którzy chorują.

Może to nawet ktoś z Twoich bliskich.

Jeśli nie masz ochoty czytać całości, przeczytaj choć fragment, który Cię interesuje. To i tak o wiele więcej, niż nie dowiedzieć się nic.

[Dziękuję Wam wszystkim za wiadomości na instagramie, które mnie skłoniły do zgłębienia tematu i opisania go. Oraz Oli Pięcie @psychiatraola za pomoc z reaserchem do niektórych części wpisu].

SPIS TREŚCI:

MITY NA TEMAT DEPRESJI

Zobaczyłam niedawno na insta na profilu Psychologija pytanie do obserwujących: „Jakie znacie mity na temat depresji?” Odpowiedzi mnie zszokowały. Powtórzyłam pytanie u siebie. W ciągu 4 godzin pojawiło się ponad 200 wiadomości. Zobaczcie sami, jaki się obraz z tego układa:

MITY: „DEPRESJA NIE ISTNIEJE”, to tylko lenistwo albo bycie nieudacznikiem

  • „Nie istnieje, świadczy o słabości charakteru”.
  • „Że nie istnieje”.
  • „To nie choroba, to wymysł ludzi”.
  • „Depresja to wymysł, po prostu jesteś cienasem i sobie nie radzisz”.
  • „Życie jest tak trudne, jak je trudnym sobie zrobisz.”
  • „Że depresja to jak ktoś ma zły humor i jest przygnębiony przez 2 dni, i to nazywa depresją :(„.
  • „To choroba wymyślona, wmawiana tym, którzy sobie nie radzą w życiu”.
  • „Depresji nie ma! To zwykłe lenistwo”.
  • „Kiedyś tego nie było. To nie choroba, to lenistwo.”
  • „O jakiej depresji? Przecież to bzdura, wymysł nieogarniętych nieudaczników, co mają za dużo czasu na myślenie”.
  • „Tylko słabi ludzie i nieudacznicy mają depresję – aż mnie zatkało, jak to usłyszałam”.
  • „Depresja to nie choroba, co najwyżej lenistwo lub fanaberia”.
  • „Trzeba mieć słaby charakter, żeby mieć depresję”.
  • „Wmawiasz sobie.”
  • „Depresja to nie choroba. To tylko gorsze chwilowe samopoczucie”.
  • „Każdy w dzisiejszych czasach ma depresję”.
  • „Ludzie wojnę przeżyli to dlaczego Pani ma nie chcieć żyć. Wtedy to były problemy. Usłyszałam od psycholożki :(„.
  • „Znam osobę, która uważa, że depresja to wymysł, a homoseksualizm to choroba psychiczna. A jak ktoś popełnia samobójstwo, to nieważne, przez jakie piekło przeszedł, jest tchórzem i samolubem”.

MITY: SKĄD SIĘ BIERZE?

  • „Depresja to problem z kontaktem z Bogiem. Chrześcijanie nie chorują na depresję”.
  • „Że musi byś jakaś przyczyna (np. przykre wydarzenie), które depresję wywołało”.
  • „Depresja to jego wina. Sam się wpędza w negatywne myśli, nie docenia tego, co ma”.
  • „To od patrzenia w ekran. Trzeba mu dać fizyczną pracę”.
  • „Jest przez to, że się nie ma Boga w sercu. Niestety sama to usłyszałam”.
  • „Wszystko jest winą rodzica”.
  • „Że to znaczy, że coś jest nie tak z drugą połówką. Jakby serio był zakochany/a to nie nie miał/a depresji”.
  • „Depresję powoduje nagromadzenie problemów. Nie mają jej osoby, którym się „udaje”.”
  • „Nie istnieje, to tylko wymysł psychiatrów, chodzi o kasę”.
  • „Obiło mi się o uszy, że może być wywołana jedzeniem dużej ilości słodyczy”.
  • „Za dobrze miał i w dupie się poprzewracało – coś okropnego :(„.

MITY: JAK WYGLĄDA CHORY?

  • „Kobieta z depresją przestaje dbać o wygląd zewnętrzny”.
  • „Jest mężczyzną. Nie ma prawa być smutny, tylko wymyśla”.
  • „Mówi się, że osoby z depresją nie mówią o tym, że mają depresję”.
  • „Taki wesoły, a ma depresję?”.
  • „Że osoba z depresją zawsze ma „zły humor”, że to nie poważna choroba”.
  • „Że niemożliwe, żeby z depresji mieć bóle żołądka oraz słabnąć, tracić przytomność”.
  • „Jak ktoś chodzi do pracy to znaczy, że nie ma depresji”.
  • „Jak masz depresję, to nie możesz być wesoły”.
  • „Osoba z depresją nie jest w stanie normalnie funkcjonować”.
  • „Dużo się śpi”.
  • „Tylko introwertycy chorują na depresję”.
  • „Że depresję ma się wypisaną na twarzy i w zachowaniu. A ja umiem w kamuflaż level master”.

MITY: „DOBRE” RADY

  • „Przestań myśleć, nie wyolbrzymiaj, to nic takiego. Każdy tak ma, nie myśl tak, idź do ludzi”
  • „Proszę zapisać się na pilates – jako zalecenie lekarza :(„
  • „Napij się kielicha i ci przejdzie”
  • „Zjedz czekoladę. Przejdzie ci”.
  • „Po co ci te leki? Rób coś, co ci sprawia przyjemność! A po co terapia? Przyjaciele nie wystarczą? Depresja to oznaka nudy, nie żadna prawdziwa choroba. Joga/medytacja/ajurweda wystarczą.”
  • „Samo przyszło, samo przejdzie”
  • „Jak się porówna do tych, co mają gorzej, to mu się zrobi lepiej”
  • „Kup se psa”
  • „Wystarczy się przestać przejmować i więcej uśmiechać”
  • „Też miałam depresję przez tydzień, no nic mi się nie chciało. Ale się pozbierałam i proszę!”
  • „Nikt jej dawno nie wydymał. Dlatego ma depresję”.
  • „O żonie przewlekle chorującego faceta, chorującej na depresję: Przecież ona powinna być wspierająca, podtrzymywać go na duchu, a nie mieć depresję. :(”
  • „Że wystarczą ćwiczenia, trochę słońca i „wyjście do ludzi”.”
  • „Że jak się zacznie coś robić, to minie”.
  • „Jesteś dzieckiem, jakie ty możesz mieć problemy?! – autor: moja mama 🙁 „
  • „Mam męża ze zdiagnozowaną depresją i wiecznie słyszę, że wystarczy wziąć się w garść”.
  • „Na depresję najlepsze jest hobby i ruch. Jak chcesz się zabić, to idź pobiegaj”.
  • „Wystarczy przestać mieć złe samopoczucie”.
  • „Ja usłyszałam najpierw, że jak będę bliżej Boga to mi przejdzie. Potem, że jak codziennie po 20 minut pobiegam to mi przejdzie, bo moja babcia znalazła książkę na ten temat jakąś”
  • „Skuteczne lekarstwo na depresję to Różaniec Pompejański”.
  • „Olejek z bergamotki leczy depresję”.
  • „Musisz się spiąć i przeczekać, na wiosnę będzie ci lepiej”.
  • „Że nie mogę karmić piersią mając depresję, bo mam zestresowane mleko i wszystkie choroby syna to przez to, że go karmię z depresją. Tak, żeby nie było mi czasem za łatwo…”

MITY: LECZENIE

  • „Sama minie”
  • „Kobieta karmiąca piersią nie może się leczyć – to usłyszałam od lekarza przy pierwszym dziecku”.
  • „Depresję ma się do końca życia i nigdy się nie jest w pełni wyleczonym”.
  • „Rzadko się mówi, jak jest obciążająca dla bliskich, że powinni bardzo dbać o swoją psychikę”.
  • „Leki na depresję wykluczają ciążę i karmienie piersią”.
  • „Jak się zacznie brać leki, to już do końca życia będę brała z byle powodu i to najgorsze zło”.

WYOBRAŹ SOBIE CZŁOWIEKA Z POWAŻNĄ CHOROBĄ

Wakacje 2015. Mam staż na oddziale wewnętrznym. Opowiadam ordynatorowi, że coś mi nie gra u mamy. Że dotychczasowe wyniki badań wszystkie dobre, ale znów się dzieje ta jedna rzecz. I czy rodzinny by mógł ją skierować tu na oddział na diagnostykę?

Więc chodzę na staż, dużo się uczę, mam swoją salę z pacjentami, których prowadzę pod okiem ordynatora, super lekarza. Wypisuję do dalszego leczenia starszą panią, której kilka dni temu rozpoznaliśmy raka jelita grubego. (Rok później, podczas mojego dyżuru w opiece całodobowej, pojadę stwierdzić jej zgon. Rodzina mnie rozpozna, ja ich też rozpoznam, będziemy rozmawiać o tym, że pani nie cierpiała, że mimo tej choroby umarła spokojnie. Na dokumentacji, którą mi podadzą, żeby wypełnić kartę zgonu, zobaczę swoją pieczątkę, na tej karcie wypisowej, gdzie rozpoznanie padło po raz pierwszy).

Dwie sale dalej leży moja mama i wygląda jak najzdrowszy człowiek świata. Wszystkie wyniki badań z krwi idealne. USG idealne. Wszystko idealne do czasu kolonoskopii.

Kolejnego dnia dostaję informację, że jestem wzywana do pracowni TK. Doktor Y. siedzi przed monitorem z nietęgą miną. Niepotrzebnie, ja już wiem, co tam będzie, bo wczoraj tę samą minę miał doktor X., mówiąc do mnie: „kolonoskop nie przeszedł”. A skoro mam usłyszeć złe wieści, to wolę, żeby je powiedział ktoś, kogo lubię i szanuję.

„Zobacz sama, Róża. Tutaj”.

Widzę.

I mogłabym potem iść do mamy i powiedzieć: „Weź się w garść. Kup sobie psa. A nie, już masz psa i kota. To zjedz makaron i zacznij myśleć pozytywnie. A w ogóle nowotwory są od nierozwiązanych konfliktów, może po prostu rozwiąż ten wewnętrzny konflikt? Po co ci te leki? Lekarze cię okłamują, chcą od siebie uzależnić! Po prostu o tym nie myśl, znajdź sobie zajęcie, to przejdzie”.

Zamiast tego były kosmiczne operacje, aż nie mogłam uwierzyć, że chirurdzy potrafią robić takie cuda. Były chemie, wiele oddziałów, dużo leczenia.

I 3 dodatkowe dobre lata, chociaż początkowo wydawało się, że nas czeka wiele mniej. Jeszcze 4 miesiące przed śmiercią pojechałyśmy razem na parę dni nad Zalew Soliński, i włosy już jej odrosły, i ścigała się z chłopakami, nosiła na rękach Adka, nikt by nie pomyślał, że jest chora.

Mama, tata i ja. Czekamy w bufecie w podziemiach zakopiańskiego szpitala chorób płuc, aż będzie mamy kolejka przyjęcia na oddział. Na którym potem chirurdzy wykonają zabieg, który mi się do tej pory nie mieści w głowie, obejmujący jednocześnie klatkę piersiową i brzuch, naprawdę wiele narządów, z usunięciem części przepony. Jeden lekarz z mojego szpitala, gdy usłyszał plan zabiegu, stwierdził subtelnie: „Pani Różo, pani mama tego nie przeżyje”. A ja pomyślałam: „Takiego faka, doktorze.” Po operacji mama normalnie wróciła jeszcze do pracy zawodowej i była w świetnym stanie przez 2 lata.
Bufet był malutki, może z 3 stoliki, a kawa fusiara w szklankach.

Powiedzmy to od razu głośno i wyraźnie. DEPRESJA TO POWAŻNA CHOROBA. DEPRESJA TO CHOROBA ZAGRAŻAJĄCA ŻYCIU. Dlaczego w takim razie często brak tam reakcji: „Poważna choroba. Mobilizujemy się. Szukamy leczenia. Pojedziemy, gdzie trzeba. Zrobimy, co trzeba. Masz prawo sobie nie radzić i szukać pomocy, bo jesteś ciężko chora. Możesz na nas liczyć, bo jesteś ciężko chory”?

Choremu na nowotwór nikt (albo prawie nikt) nie wmawia, że sobie wymyślił chorobę, żeby po prostu przestał ją mieć, żeby się wziął w garść i już jej nie miał. Dlaczego?

Bo w przypadku depresji nie można zawołać do pracowni TK i pokazać palcem na ekranie „Tutaj, Róża, widzisz?”. Nie widać na monitorze, czy wciąż kogoś cieszy to, co go cieszyło. Czy czuje się w środku martwy. Czy czuje się robotem, wykonującym wymagane czynności. Czy myśli o tym, żeby się zabić. Łatwiej udawać, że coś nie istnieje, gdy tego nie widać.

Powietrza też nie widać. A gdy go brakuje, umieramy.

DEPRESJA ISTNIEJE, A NAWET WIĘCEJ

To jest wciąż przerażająca i przygnębiająca dla mnie obserwacja. Jak wiele osób podważa istnienie tej choroby, na którą szacunkowo cierpi 4-5% społeczeństwa.

WHO mówi: ponad 264 miliony osób na świecie choruje na depresję. WHO mówi, że depresja, choroba, która według wielu nie istnieje, jest „wiodącą przyczyną niepełnosprawności na całym świecie”. I wspomina, że jedną z barier w skutecznej opiece jest stygmatyzacja społeczna związana z chorobami psychicznymi (obok braku zasobów i przeszkolonych pracowników ochrony zdrowia) (1).

(Trochę wcześniej czytamy, że ok. 800 tysięcy ludzi na świecie umiera każdego roku śmiercią samobójczą i to druga przyczyna śmierci osób w wiek 15-29 lat).

Ale od kiedy Polskę obchodzi świat? Na świecie pełno ludzi umiera też na malarię i gruźlicę, Róża! Może się to dzieje gdzieś na innych kontynentach, daleko?

To może zobaczmy trochę bliżej, jak w Unii Europejskiej?

Raport Narodowego Funduszu Zdrowia na temat depresji, luty 2020 r.

Narodowy Fundusz Zdrowia podaje w swoim raporcie, opublikowanym w lutym 2020r: w 2018 roku świadczeń związane z rozpoznaniem depresji udzielono ok. 630 tysiącom Polaków. A refundowane leki przeciwdepresyjne (uwaga: które są stosowane nie wyłącznie w depresji) wykupiło w 2018 r. 1,3 miliona osób. W 2017r. na depresję chorowało ok. milion Polaków, co zostało określone jako 2,8% populacji, gdy średnia dla Unii Europejskiej to 4,2% (2).

Jesteśmy super-zdrowi, bardziej, niż inne narody odporni na zachorowanie?

Autorzy raportu nie są tak naiwni: ” Różnice pomiędzy krajami mogą wynikać ze stopnia świadomości problemu zaburzeń psychicznych, poziomu stygmatyzacji chorych oraz dostępu do opieki psychiatrycznej (OECD, 2018)” (2).

WAŻNE: Raport zawiera dane tylko z wizyt na NFZ i leki refundowane. Nie obejmuje leczenia „prywatnie”.

Dostałam od Was mnóstwo wiadomości w stylu, że leczycie się od X lat i nigdy nie mieliście wizyty na NFZ albo że macie wśród znajomych Y osób z depresją i wszystkie leczą się prywatnie. (Wiadomości te zawierały też różne uwagi na temat dostępu do opieki psychiatrycznej w Polsce :/).

Ile osób choruje naprawdę w kraju, gdzie dostęp do opieki psychiatrycznej „na NFZ” jest poważnie ograniczony?

A może bardziej właściwym byłoby powiedzieć, że dostęp do takiej opieki jest ograniczony w ogólne, nie tylko ze środków publicznych? Skoro dane z Naczelnej Izby Lekarskiej w Warszawie na kwiecień 2020r. mówią: mamy wykonujących zawód 4274 specjalistów psychiatrii i 455 specjalistów psychiatrii dziecięcej. Na cały kraj. (3)

Opieka prywatna?

„Puls Medycyny” w sierpniu 2019 r. podaje, że ok. 60% placówek psychiatrycznych w Polsce to placówki prywatne (4).

Według tych szacunków chorych może być więc ponad 2x więcej? To byłoby duże bliższe średniej dla Unii Europejskiej.

Artykuł podaje za NIL, że w Polsce jest ok. 4 tysięcy psychiatrów, co daje 90 psychiatrów na milion mieszkańców. Dla porównania we Francji to 228, w Niemczech 223 (4).

Nie myl z chandrą

W podręczniku chorób wewnętrznych portalu „Medycyna Praktyczna dla lekarzy”, pod hasłem „Zaburzenia depresyjna” czytamy zalecenia dla personelu medycznego:

„Pamiętaj, że depresja nie jest zwykłą chandrą ani objawem słabości woli czy też charakteru. Nie można się od niej uwolnić, „biorąc się w garść”. Zachęcaj pacjenta do podejmowania działań, które wcześniej sprawiały mu przyjemność. Nie okazuj niezadowolenia, jeśli z tej zachęty nie skorzystał, gdyż znaczy to, że prawdopodobnie te działania były w danym momencie zbyt trudne dla chorego.” (5)

Tymczasem tygodnik „Angora” wiosną roku 2020 r. serwuje swoim czytelnikom:

Tygodnik „Angora”, 2020r.

Miałam najpierw nadzieję, że to słaby żart, że zaraz potem będzie: „Widzieliście? To były mity! A teraz posłuchajcie, czym naprawdę jest depresja, choroba zagrażająca życiu”. Jednak nie, bo po oburzeniu czytelników, Angora w swoich social mediach publikuje takie „przeprosiny”:




„Wszystkich, którzy poczuli się dotknięci” – klasyczne sorry not sorry.

Gdybym dostała ten tekst do interpretacji jak w szkole, z pytaniem „Co artysta miał na myśli?”, powiedziałabym: „Skoro się czepiacie, ci wszyscy, którzy przesadzają i się poczuli dotknięci, to niech wam będzie. Nazwiemy to niefortunnym dobraniem słów. To nieźle brzmi, niewinnie, taka pomyłeczka. Byłby przypał przyznać się oficjalnie, że na chorobę zagrażającą życiu daliśmy rady w stylu „weź prysznic”. To trochę tak, jakbyśmy na raka powiedzieli: „idź pospaceruj i spoko”. Ale do tego się przecież nie przyznamy. Lepiej jeszcze raz udawajmy, że depresja to nic takiego. Każdemu się może pomylić z chandrą. Depresja, chandra, potejtoł, potatoł. Jak ktoś się poczuł dotknięty, to jego problem, nie nasz. Być może jako gazeta o takim zasięgu powinniśmy brać odpowiedzialność za swoje słowa i takie wpadki. Ale po co? Lepiej udawać, że ludzie się czepiają drobnej pomyłki. Takiej tam „choroby”, co każdy może pomylić z chandrą, której się można pozbyć urodzeniem dziecka czy piciem alkoholu”.

„Przeprosiny” są moim zdaniem jeszcze bardziej obrzydliwe, niż grafika. Pomyłka się może zdarzyć. Niepoważne traktowanie choroby oraz osób, którzy ten ogromny błąd wychwyciły, to już perfidna zagrywka.

Ze wszystkich nagłówków artykułów na temat depresji, które pojawiły się w mediach pozamedycznych, najbardziej podobał mi się ten, który widziałam kiedyś w PolskieRadio24: „Choroba, która może dotknąć każdego”. Gdyby ludzie pamiętali o tym, że ta choroba może dotknąć również ich, może skończyłoby się choć część tych bezmyślnych lub krzywdzących słów, które słyszą osoby chorujące.

POSZCZEGÓLNE MITY

Wracając do samych powtarzanych błędnych informacji, niektóre z nich można zrozumieć, bo w pewnym stopniu bazują na fragmentach prawdziwych informacji. Ktoś tam coś przeczytał czy usłyszał, resztę dorobił „bo mnie się wydaje” i voila! Nie będę się tu odnosić do mitów zupełnie krzywdzących, zrzucających winę za chorobę na chorego. Ale spójrzcie na przykład na:

„Musi byś jakaś przyczyna (np. przykre wydarzenie), które depresję wywołało”.

To nie jest proste, bo nie ma jednej przyczyny depresji. Literatura medyczna podaje wiele czynników (biologicznych, społecznych, psychologicznych, kulturowych), które mogą na siebie wpływać i ostatecznie wywołać chorobę. I tak – straszne wydarzenia w życiu są czynnikiem ryzyka wystąpienia objawów depresji. Więc dlaczego to hasło to mit?

Po pierwsze, nie musi wystąpić wydarzenie, powszechnie uznane za straszne, by doszło do choroby. Czyli choroba może się rozwinąć u osoby, która w ocenie otoczenia nie przeżyła i nie przeżywa nic obciążającego psychicznie. U osoby, do której otoczenie często mówi: „masz wszystko, nie masz żadnych problemów”.

Po drugie, dla każdego z nas co innego może być wydarzeniem, które wywoła objawy choroby.

Choroby przewlekłe a depresja

Przykład: choroba nowotworowa. Czy jest czynnikiem ryzyka wstąpienia depresji? TAK. Czy każda osoba z chorobą nowotworową będzie miała depresję? NIE.

Na podstawie metanalizy z 2013r., obejmującej ponad 82 tysiące pacjentów z chorobą nowotworową, wysnuto wiosek, że średnia częstość występowania depresji w tej grupie to 8-24% (gdy średnia dla populacji ogólnej to 4-5%). Wyniki różnią się w zależności od rodzaju nowotworu. Największe ryzyko zostało określone na okres początkowy choroby (tuż po rozpoznaniu), a z upływem czasu się zmniejsza (6).

W innym badaniu przeczytałam, że u chorych z rakiem trzustki ryzyko depresji jest 7-krotnie większe, niż w ogólnej populacji (7).

Artykuł „Współwystępowanie chorób somatycznych i depresji” z 2007 roku (wiem, jest stary, chcę pokazać, że problem istnieje od dawna, a wciąż mówi się o nim moim zdaniem zbyt mało) podaje, u ilu procentowo chorych cierpiących na daną chorobę somatyczną współistnieją objawy depresji. Np:

  • choroba Parkinsona – 51%,
  • zespoły bólowe – ponad 50%,
  • nowotwory złośliwe – 20-40%,
  • choroby tarczycy 20-30%,
  • choroba niedokrwienna serca – 17-20%. (8)

Co więcej, występowanie depresji zwiększa umieralność w przebiegu chorób przewlekłych.

W artykule na temat współwystępowania przewlekłego bólu i depresji czytamy, że ok. 65% pacjentów cierpi na te schorzenia jednocześnie. Czasem nie wiadomo, co było pierwsze, bo ból może zarówno być przyczyną wystąpienia depresji, jak i może już być jej objawem (ból to jedna z somatycznych masek depresji). (9)

Badanie przeprowadzone na ok. 6 tysiącach polskich pacjentów w 2009 roku wykazało, że ok. 46% pacjentów prezentowała jednocześnie dolegliwości bólowe i zaburzenia nastroju. Znów wskazano na trudność: czy ból na początku już był objawem depresji czy przyczynił się do wystąpienia jej objawów? Autorzy podkreślają, że niezależnie od odpowiedzi, obecność bólu nasilała objawy depresji, a występowanie depresji nasilał0 odczuwanie dolegliwości bólowych. Kolejna ważna kwestia: obecność bólu wiązała się z częstszym występowaniem myśli samobójczych i ich większym nasileniem. (10)

PS. W badaniu przeprowadzonym w Centrum Onkologii Ziemi Lubelskiej, ze 102 uczestników z rozpoznaną chorobą nowotworową, posługując się skalą Becka, u 38% stwierdzono łagodną depresję, u 8% umiarkowanie ciężką, u 3% ciężką (11). To mała grupa badanych, podaję to bardziej jako przykład, że warto podczas opiekowania się osobami z chorobą przewlekłą pomyśleć również o ich potrzebach i problemach psychicznych.

Skąd tak duże współwystępowanie depresji i chorób przewlekłych?

Widuję w pracy, ile trudności napotykają rodziny, gdy dziecko leczy się z powodu choroby przewlekłej, np. z powodu cukrzycy typu 1 albo ma poważne alergie. A jednak nie chodzi tylko o strach, ból, ograniczenie lub potrzeba modyfikowania dotychczasowych życiowych ról i czynności.

Teoria zapalna depresji mówi o nadmiernej osi podwzgórze-przysadka nadnercza i produktach układu immuologicznego w przebiegu stresu (psychicznego, ale i fizycznego – jak przewlekły stan zapalny). (12)

Brzmi trudno? W najbardziej bardzo prosty sposób, jaki znalazłam, możecie przeczytać o tym TUTAJ, w wywiadzie z 2017.r z konsultantem krajowym psychiatrii (13). (Podobnie temat został opisany w książce szwedzkiego psychiatry, Andersa Hansena, którą niedawno czytałam: „Wyloguj swój mózg” i Wam też polecam).

W kilku słowach, w mega uproszczeniu:

Strach i lęk nie są tym samym. Strach to reakcja na realne zagrożenie. Np. widzimy człowieka z nożem, więc się boimy. Nasz organizm się mobilizuje do walki/ucieczki. Lęk to podobna reakcja, również mobilizacja organizmu, tylko że lęk jest odpowiedzią na coś, co MOŻE nam zagrozić. Więc nie jest tak, że zagrożenie jest tu i teraz, a za kilka sekund/minut/godzin mija i organizm może wyluzować. Lęk może trwać całe tygodnie/miesiące/lata. I przez cały ten czas nasz organizm wytwarza substancje, które się mają przydać w walce/ucieczce. Jednym ze skutków tego jest zużywanie tryptofanu, który jest potrzebny do produkcji serotoniny (a gdy jej brakuje, pojawiają się objawy depresji).

Podobne zmiany w organizmie, które się obserwuje w stanach długotrwałego lęku, stwierdzono w przewlekłych chorobach zapalnych. Tutaj również jest zaburzona produkcja serotoniny, bo substraty, potrzebne do jej tworzenia, są zużywane na trwający stan zapalny. To oznacza, że sama choroba przewlekła, bez żadnych innych czynników ryzyka, może prowadzić do pojawienia się objawów depresji. (12,13,14)

To tylko jeden z mechanizmów. Teoria zapalna depresji podaje znacznie większą ilość ciekawych informacji i jeśli chcecie o tym poczytać, odsyłam Was do źródeł w bibliografii: 12,13,14.

Dlatego jeśli wśród bliskich, wśród pacjentów macie kogoś, kto leczy się z powodu choroby przewlekłej, dobrze zachować czujność.

Wykorzystanie seksualne a depresja

Nie będę rozwijać tego tematu, należałby mu się porządny osobny artykuł. Dam Wam tylko przykład: w jednej z metaanaliz porównano wyniki badań, obejmujące ponad 3 MILIONY osób z historią wykorzystywania seksualnego w dzieciństwie, potwierdzając związek między takim wykorzystywaniem, a wystąpieniem zaburzeń lękowych, depresji, prób samobójczych, zaburzeń snu, zaburzeń odżywiania, zespołu stresu pourazowego. (15)

Bycie ofiarą molestowania seksualnego, maltretowania w dzieciństwie wiąże się z większym ryzykiem między innymi depresji i prób samobójczych (15,16,17). Tak samo bycie ofiarą nadużyć seksualnych w wieku dorosłym. (18)

To rzecz jasna nie wszystkie rodzaje traumatycznych wydarzeń, które mogą dotknąć człowieka. Mit, że „musi wystąpić straszne wydarzenie, by wystąpiła depresja” nie jest prawdziwy. Jednocześnie słusznie osoby go wypowiadające czują, że straszne wydarzenie ma znaczenie dla ryzyka wystąpienia choroby. 

Podsumowując ten mit…

Nie u każdej osoby dane wydarzenie, uznawane ogólnie za straszne, wywoła chorobę.

„Złe” wydarzenie nie jest konieczne do tego, żeby rozwinęła się depresja.

Myślę, że warto pamiętać o tym, żeby być uważnym i troskliwym wobec osób, które zmagają się z życiowymi trudnościami, bo są narażone bardziej na problemy psychiczne. Jednocześnie wierząc tym, którzy proszą o pomoc, chociaż ich życie z boku wydaje się „idealne”.

Depresja w ciąży i poporodowa

Wśród „wydarzeń wywołujących” jest jeszcze jedno, o którym moim zdaniem mówi się wciąż zbyt mało w świecie pięknych zdjęć szczęśliwych matek, otoczonych przez zawsze czyste, radosne dzieci w czystych, eleganckich mieszkaniach.

„Też miałam depresję poporodową, Okropny czas. Nie wiedziałam, co mam z tym dzieckiem zrobić i dlaczego ja. Nawet parę razy myślałam, żeby to skończyć, chociaż zawsze uwielbiałam życie. Wtedy nie wiedziałam, dlaczego tak jest. Nigdy wcześniej nie miałam nawet najmniejszych objawów depresji. Cieszyłam się życiem, znajomymi, później czekałam na dziecko, takie moje wymarzone. A jak się urodziło, nie wiedziałam, co mam z nim robić, nie chciałam karmić, przebierać, przytulać, po prostu nic.

Dzięki Bogu miałam wspaniałych ludzi, którzy mi pomogli. Myślę, że wiele osób widziało, że coś jest nie tak, ale nikt nie wiedział za bardzo, jak pomóc. Ale już sama obecność przyjaciół, rodziny, położnej pomagała. I teraz tak się cieszę, że jakimś cudem udało mi się z tego wyjść. Ale kiedy myślę o drugiej ciąży, to tego się najbardziej boję. Drugi raz nie dam sobie z tym rady.”

„Pamiętam, jak po swoim ciężkim początku macierzyństwa wróciłam do domu i ogarnęła mnie taka beznadzieja :(. Zachorowała moja dusza. Nie chciałam widzieć syna. Byłam wymęczona prawie 3-tygodniowym pobytem na oddziale. Moja mama przychodziła pomagać mężowi przy dziecku i wiesz, co robiła? Rzucała na mnie syna, dosłownie, gdy leżałam. A 99% czasu leżałam. Rzucała mi syna na klatkę piersiową, a ja nie chciałam tego. Bo w ogóle nie chciałam go widzieć. To było druzgoczące uczucie, bo przecież pragnęłam ciąży i dziecka. Nikt mi nie pomógł, nikt z moich bliskich nie uznawał słów baby blues/depresja poporodowa. To paskudne uczucie nie kochać swojego dziecka od chwili narodzin, tylko uczyć się tej miłości.

Druga ciąża była inna, urodziłam gdzie indziej. Pamiętam, że w szpitalu X ogromną wagę przykładali do psychiki po porodzie. Każdego dnia do pacjentek przychodziła psycholog i ucinała z nami pogawędki. Nie długie, ale wystarczające według mnie.

Chodziłam do psychologa, mega człowiek od leczenia ludzkich głów i dusz (…). Tam w poczekalni jak jeden wchodził, to drugi, żeby się z nim nie widzieć, głowa w dół :(. Ja też, wstydziłam się. Najbardziej wstydziłam się swojego męża, który do dziś nie wie, gdzie chodziłam. A czemu nie wie? Bo depresja nie istnieje, bo wymyślam, bo przecież to wstyd, mam dzieci, jesteśmy zdrowi, siedzę w domu z dziećmi (wtedy jeszcze nie pracowałam). Do psychologa/psychoterapeuty chodzą świry, jak powiedział…”

„Mam depresję. Lepsze i gorsze dni (…). Teraz z bliźniakami trudno znaleźć czas choćby na terapię online. Może by się udało, gdybym nie słyszała, że muszę sobie sama radzić z dziećmi, nie mogę ciągle prosić o pomoc (…). Łatwiej komuś powiedzieć, że mam humory, że kapryszę, wymyślam. Powiedziałam mamie, że mam zdiagnozowaną depresję – wyśmiała mnie. Ludzie nie rozumieją, że można nie cieszyć się z narodzin dziecka. Moja własna mama pytała, po co mi psycholog, że wymyślam. A to ginekolog skierował mnie na terapię, bo było ze mną źle.

Bo pokutuje wzór Matki-Polki. Kobieta zaradna, poświęcona rodzinie. W Polsce panuje przekonanie, że musisz sobie radzić, słabość to powód do wstydu, słaba psychika to już w ogóle. Co najczęściej słyszę? „Twoja babcia miała 9 dzieci, hektary, krowę, konia, wodę z dołów nosiła, a ty narzekasz? Nic nie robisz, tylko dzieci masz!

Najpierw o tym, co depresją nie jest. Czyli…

„Baby blues”.

inaczej „smutek poporodowy”. Może występować nawet do 80% położnic! Baby blues to obniżenie nastroju, smutek, drażliwość, wyczerpanie, uczucie, że ciężko sobie dać radę. To FIZJOLOGICZNA reakcja po porodzie. (19) Nie jest żadną chorobą. To normalne, że kobieta po porodzie się może czuć przytłoczona przez to, co się dzieje. Niewłaściwe, że media tradycyjne i social media wciskają nam zupełnie inny obraz początków macierzyństwa, gdzie kobieta po porodzie wygląda, jakby zaraz miała mieć sesję zdjęciową w Vogue. (PS. Kiedy ja po pierwszym porodzie zobaczyłam w lustrze w szpitalnej łazience, jak wygląda całe moje ciało, osobiście skojarzyło mi się to bardziej z obrazem pola bitwy).

Baby blues zwykle występuje kilka dni po porodzie i mija najczęściej do 2 tygodni od porodu. (19)

Depresja poporodowa

W „Rekomendacjach Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego dotyczących leczenia zaburzeń afektywnych u kobiet w wieku rozrodczym” czytamy, że zaburzenia depresyjne występują u 12,7% ciężarnych, 5,7% w II miesiącu po porodzie, a 6,5% w VI miesiącu. W ciągu całego pierwszego roku życia dziecka może wystąpić u ok. 20% kobiet (20).

Jedna z Was napisała, że spotkała się z mitem, że depresja poporodowa nie występuje, gdy dziecko jest zdrowe. Nie jest to prawda. Ale znów być może to przekonanie oparte na tym, że jednym z czynników ryzyka są faktycznie problemy zdrowotne nowo narodzonego dziecka. Podobnie, jak wcześniejsze poronienia, złe doświadczenia z poprzedniej lub tej ciąży, trudna sytuacja rodzinna i materialna, ciąża niechciana, wcześniej występujące w życiu problemy psychiatryczne.

I znów – depresja może się pojawić u kobiety, która żadnego z tych czynników ryzyka nie prezentuje.

Znajdziemy w tych rekomendacjach także komentarz do innego podanego przez Was mitu: ” Większość wytycznych zachęca do karmienia piersią, niezależnie od rodzaju przyjmowanych leków przeciwdepresyjnych” (20).

W większości przypadków objawy depresji poporodowej (jeśli wcześniej życia matki nie zakończy samobójstwo, które najczęściej ma miejsce w ciągu pierwszych 3 miesięcy życia dziecka) mijają samoistnie po kilku miesiącach. Ale nawet u 30% chorujących utrzymują się powyżej 12 miesięcy od narodzin dziecka (20).

A jeśli nie jesteśmy pewni, czy to depresja czy „tylko” baby blues? Co robić, gdy podejrzewamy depresję w ciąży/poporodową u siebie lub u bliskiej osoby? Jak najszybciej znaleźć pomoc u specjalisty, który oceni sytuację i zaplanuje dalsze postępowanie. W najlepszym przypadku stracicie czas i pieniądze na jedną wizytę, żeby usłyszeć, że dalsze są niepotrzebne. Czego wszystkim życzę.

„Pobiegaj” – dobra rada i zła rada

To fakt, że aktywność fizyczna jest związana z dobrostanem psychicznym.

Metanaliza 49 badań na temat powiązania aktywności fizycznej i wystąpienia objawów depresji wykazała, że aktywność fizyczna:

  1. zmniejsza ryzyko wystąpienia depresji u osób, które jej nigdy nie miały, niezależnie od wieku i płci
  2. zmniejsza ryzyko wystąpienia nowego epizodu depresji u osób, które już taki epizod mają za sobą. (21)

To znaczy, że aktywność fizyczna, poza zmniejszeniem ryzyka wielu innych chorób, w pewnym stopniu chroni nas również przed depresją. Być może stąd rady, żeby już w czasie występowania silnych objawów (również myśli samobójczych), chory się do aktywności fizycznej zmobilizował.

To dobra rada, żeby się przed chorobą chronić. To w ogóle dobra rada, jeśli chodzi o dbanie o zdrowie. Jednak w czasie już trwających objawów depresji, najważniejszy jest jak najszybszy kontakt ze specjalistą, który zaplanuje leczenie. Choćby dlatego, że osoba chorująca na etapie prośby o pomoc albo widocznych dla otoczenia objawów, może nie być w stanie podjąć samodzielnie takiej aktywności fizycznej. Być może objawy są tak poważne i niebezpieczne dla osoby chorującej, że wymagają natychmiastowego włączenia leczenia farmakologicznego. Osoba bez odpowiedniego wykształcenia, kwitująca objawy czy skargi chorego poradą „idź pobiegaj” i na tym koniec, nie zapewnia mu realnej pomocy. Wręcz przeciwnie – może to spowodować, że osoba chorująca poczuje się zlekceważona i niezrozumiana, może będzie jej trudniej znów prosić o pomoc, może w ogóle o nią już nie poprosi.

Może się też okazać, przy łagodnych objawach choroby nie będzie jeszcze potrzebna farmakologia. Być może jednym z zaleceń specjalisty będzie właśnie aktywność fizyczna. Prawdopobne, że taka aktywność będzie zalecona dodatkowo do farmakoterapii, ponieważ badania wykazują, że aktywność fizyczna (zwłaszcza ćwiczenia nie narzucone z góry, ale dostosowane do preferencji pacjenta) w połączeniu z farmakoterapią daje lepszy efekt terapeutyczny, niż sama farmakoterapia. (22, 23) Ale to wszystko już jako leczenie/ element leczenia pod kontrolą specjalisty, a nie ZAMIAST szukania specjalistycznej pomocy.

„Jesteś dzieckiem, jakie ty możesz mieć problemy?!”

„W wieku nastoletnim dostałam kolejne leki do terapii hormonalnej. Nie wiem, co wtedy poszło nie tak, ale przytyłam ponad 20kg. Mimo, że tyłam nadal, wpadłam w zaburzenia odżywiania i miałam bardzo obniżony nastrój. (…) Moja przyjaciółka zgłosiła to do psychologa szkolnego i zostałam wezwana na dywanik. Pani opowiedziała mi o piramidzie żywienia i tyle. Nie zgłoszono tego do rodziców. Dowiedzieli się ode mnie, kiedy pękłam. Mama zapisała mnie do psychiatry, na wizytę miałam czekać ponad pół roku.”

„Chorowałam na depresję, ale dopiero jak skończyłam 30 lat, byłam w stanie pójść sama i zawołać o pomoc. Kiedy miałam naście lat, miałam epizody, gdzie nawet zaczęłam się okaleczać, żeby zwrócić na siebie uwagę. Usłyszałam od jednego rodzica: „Jak możesz nam to robić? Jak możesz być tak niewdzięczna?” I powiem ci, że mnie to po prostu zmroziło. Być może ojciec nie wiedział, jak to ugryźć, a mama miała swoje problemy, ale tak bardzo ważne jest, żeby uczyć i mówić o tym. Aby właśnie osoby bliskie, a szczególnie rodzice, reagowali we właściwy sposób.”

„Leczę się na depresję i stany lękowe od ponad pół roku, chociaż myślę, że tak naprawdę jestem chora od wielu, wielu lat. Teraz mam 34 lata, ok. 20 lat temu pojawiły się u mnie objawy anoreksji. Nie jadłam, zatrzymał mi się okres, ważyłam 40 kg przy 164 cm wzrostu. Według moich rodziców nie ma czegoś takiego, jak anoreksja ani nie ma lekarzy psychiatrów (chociaż patrząc po twoim story, faktycznie ich wielu nie ma). Pochodzę z małej mieściny, kto by się tam przyznał do choroby psychicznej? Leczyć zaczęłam się dopiero po ciężkiej chorobie syna. (…) U mnie depresja nie objawiała się smutkiem, lecz agresją, wybuchami złości, labilnym nastrojem. To nie mój charakter, to choroba. (…) Myślę, że też ważne, aby powiedzieć, jak choroba rodziców wpływa na dzieci i ich problemy z zachowaniem”

„Róża, chciałam ci napisać, że ja byłam takim niezdiagnozowanym dzieckiem. Miesiącami w szkole patrzyłam w ścianę, leżąc na ławce, na torbie z niewypakowanymi książkami albo zamazując strony zeszytu kratka po kratce. Na przerwach spałam. Na wszystkich. Zasypiałam pod salami zwinięta w kulkę. Przez prawie rok. Miałam dobre oceny, bo w liceum plastycznym nie wymagali za dużo, a ja od zawsze ogarniałam (nie będę się rozpisywać, jakim oszustem i głupkiem się czułam, że jakoś tak zaliczam, a przecież nic kompletnie nie umiem). Nikt nie reagował. Wszyscy mnie „zostawiali w spokoju”. Moi przyjaciele i tata zauważyli to dopiero przy kolejnym nawrocie, kiedy byłam na studiach. Tata wsiadł w auto i przyjechał po mnie następnego dnia. Wtedy już nie wstawałam z łóżka. To był początek leczenia (…). Dopiero kilkuletnia terapia postawiła mnie na nogi na dłużej, choć wiem, jak kruche jest zdrowie psychiczne. Teraz uważam na siebie i reaguję na pierwsze symptomy.

Każda osoba, która przeczyta twój tekst będzie kimś, kto ze swoją świadomością będzie mógł zareagować, kiedy w otoczeniu znajdzie się jakiś potrzebujący dzieciak czy nastolatek. Dobra reakcja w odpowiednim momencie uratuje innym życie. I nie mówię tu tylko o samobójstwach. Ale też o latach dna, zanim uda się trafić na pomoc.”

Dzieci, młodzież i depresja – moje gadanie

Wiecie, że pracuję na oddziale ogólnopediatrycznym w szpitalu powiatowym. To znaczy, że wszyscy małoletni pacjenci, prócz urazów i spraw typowo chirurgicznych, najpierw trafiają do nas. Również próby samobójcze po zatruciu lekami. I wiele razy mówiłam Wam, że wybierając specjalizację nie zdawałam sobie sprawy, że zobaczę w pierwszych latach już tyle prób samobójczych. Nie będę opowiadać o konkretnych dzieciach z pracy, to są ich historie i moja tajemnica lekarska. Chcę Wam jednak przypomnieć i będę to przypominać ciągle, że te historie są przeróżne.

Zdarzają się próby samobójcze, gdzie można wskazać przyczynę, która w naszej głowie jakoś wyjaśni sytuację. Aha, przemoc w domu. Aha, molestowanie seksualne. Aha, strata bliskiej osoby. To straszne, więc w pewien sposób można zrozumieć.

Tak, jak już wiemy, straszne wydarzenie jest np. czynnikiem ryzyka wystąpienia objawów depresji. I nie jest konieczne, by takie objawy czy próba samobójcza wystąpiły. 

Bo niektóre dzieci obiektywnie radzą sobie świetnie, rodziny wyglądają na przejęte i troskliwe, dzieci w rozmowie z psychologiem czy z lekarzami negują “konkretną” przyczynę. Ale jest im źle. Nic ich nie cieszy. Teraz w szkole radzą sobie idealnie, ale już nie mają siły i co, jeśli za chwilę będzie gorzej? 

Wiele z tych dzieci już wcześniej ma zdiagnozowaną depresję. 
U innych próba S jest pierwszym momentem, gdy bliscy dostrzegają potrzebę szukania pomocy. A niektórzy nawet wtedy negują taką potrzebę.

Depresja się może zdarzyć w każdej rodzinie. Niektóre rodziny są bardziej narażone ze względu na wywiad (chorobowy, socjalny), ale żadna rodzina nie jest wolna od ryzyka. 

Przygnębiające w tych historiach jest to, że często nawalają dorośli (nauczyciel, szkolny pedagog, lekarz), do których dziecko się zwróciło, a oni zawiedli jego zaufanie. Dziecko może wtedy poczuć, że skoro dorosły zawiódł, zostało już całkiem samo z problemem, który uważa za nie do udźwignięcia.

Ważne: to, że dla nas dany problem nie wydaje się „dość ważny”, by popełnić samobójstwo, nie znaczy, że drugi człowiek też tak uważa. Otyłość i związane z nią szykany, choroba przewlekła, konieczność zeznawania w sądzie, niesłuszne oskarżenie w szkole, hejt internetowy – to wszystko powody prób samobójczych nastolatków.

Słuchajmy tego, co dzieci mówią o swojej sytuacji, jakiego języka używają, zamiast oceniać wszystko z perspektywy dorosłego.

I jeszcze jedno: czasem słyszę narzekania na „dzisiejszą młodzież”. Tak, jest mnóstwo rzeczy strasznych, które młodzi ludzie sobie robią, również wykorzystując do tego nowe narzędzie – internet. Z drugiej strony widzę, że niektóre dzieciaki, które nie mają oparcia w rodzinie, mają je w rówieśnikach.

Jedna próba samobójcza z mojej historii zawodowej wyglądała tak, że nastolatek pożegnał się z przyjacielem, wysyłając wiadomość przez internet. Nastolatek nr 2, gdy ją odebrał (był środek nocy), zadzwonił na policję do miasta pobytu osoby nr 1. Policja przyjechała do mieszkania, obudziła rodzinę. Nastolatek nr 1 już był nieprzytomny, bo przed chwilą zażył śmiertelną dawkę leków. Przeżył.

Myślałam o tym potem dużo. Że nastolatek nr 2 wykazał się wielką odwagą. Środek nocy i dzieciak, dzwoniący na policję do odległego miasta. Przyjaciel w pierwszej chwili wcale za ratunek nie będzie wdzięczny (i nie był). Pewnie zostanie oficjalnie wciągnięty w całą sprawę, co mam wrażenie często odwodzi dorosłych od różnego rodzaju reagowania, gdy dzieje się coś złego.

A jednak zadzwonił.

Dzieci, młodzież i depresja – dane

W ostatniej (kwiecień 2020) „Pediatrii po Dyplomie” tematem numeru jest depresja. Depresja u dzieci i młodzieży, czyli u tych ludzi, którzy według wielu dorosłych nie miewają problemów. Bo jakie problemy może mieć dziecko?

20% wszystkich dzieci ma zaburzenia psychiczne. 10% z nich wymaga pomocy specjalistów. Najczęściej choruje młodzież w wieku dojrzewania płciowego (tutaj szacuje się, że aż 14% dzieci cierpi na depresję!). Co gorsza, w tym wieku często objawy są bagatelizowane i „zrzucane” na sam wiek. A jeśli człowiek zachoruje już w wieku nastoletnim, ma duże ryzyko nawrotu choroby. (24)

A kiedy ryzyko nawrotu i objawów trudnych do leczenia jeszcze wzrasta? Gdy leczenie nie jest rozpoczęte szybko!

Wg wcześniej już wspominanego raportu NFZ (biorącego pod uwagę tylko wizyty w publicznym systemie opieki zdrowotnej, nie „prywatnie”) od 2013 do 2018 roku liczba osób w wieku 13-18, dla których realizowano recepty na leki przeciwdepresyjne, wzrosła PONAD DWUKROTNIE (16 tys. w 2013r., 34 tys. w 2018r.). Raport podaje też, że w 2018r. udzielono świadczenia z rozpoznaniem „depresja” ok. 12 tysiącom osób poniżej 18. roku życia (stanowili ok. 2% wszystkich pacjentów). (2)

Spójrzmy na statystyki prób samobójczych w Polsce.

Samobójstwo to druga przyczyna śmierci dla osób w wieku 10-24 lata (pierwsza to wypadki). 

W 2019r. podjęło próby samobójcze (o których wiemy, które zostały udokumentowane) 46 dzieci w wieku 7-12 lat i 905 dzieci w wieku 13-18 lat. Ok. 10% tych prób zakończyło się śmiercią. (20)

Dzieci 13-18 lat:

  • 2013 r. =348 prób samobójczych
  • 2017 r. = 702 próby samobójcze
  • 2019 r.= 905 prób samobójczych

Do problemów dziecka z zaburzeniami psychicznymi dochodzi w Polsce też jeszcze jeden, bardzo ważny. Tragiczny stan polskiej psychiatrii dzieci i młodzieży. Przypomnijmy, że w Polsce pracuje ok. 450 specjalistów psychiatrii dzieci i młodzieży (3), gdy szacuje się, że 400 000 nieletnich w Polsce potrzebuje specjalistycznej pomocy (20).

Co to oznacza? Powiedzmy to wprost – wszyscy musimy być czujni. Wszyscy, którzy mają do czynienia z dziećmi. Rodziny, nauczyciele, medycy wszelkich specjalności. Wszyscy dorośli, będący w pobliżu dzieci. Bo to na DOROSŁYCH może lub nie może liczyć dziecko w ciężkiej sytuacji.

Monika @patchwork_laboratorium, która jest m.in, konsultantką telefonu zaufania dla dzieci i młodzieży, napisała do mnie:

„Różo kochana, nie wiem, jaki masz zamysł tego artykułu. Jeśli piszesz o dzieciakach, wspomnij proszę, że depresja nie omija dzieci specjalistów. Jeśli jesteś psychiatrą, psychologiem itp., to twoje dziecko też może zachorować i potrzebować pomocy. Zdarza się, że ludzie się tego wstydzą albo się obwiniają i nie szukają wsparcia dla własnych dzieci (…). To tak, jakbyś ty nie wysłała dziecka do dermatologa z okropną wysypką i nie podała leku, bo dzieci pediatry nie chorują”.

Mirela, psycholożka (@psychologija), napisała komentarz:

„Szalenie trudno jest udzielać wsparcia bliskim, którzy przychodzą po śmierci kogoś bliskiego: dziecka, rodzeństwa, przyjaciela (…). Poczucie winy jest ogromne, do tego presja spłeczna i ludzkie gadanie: „co to za roodzina, co to za matka, że nie zauważyła…” (…) Trzeba o tym mówić głośno, że zaburzenia nastroju są bardzo demokratyczne i dotyczą wszystkich, niezależnie od zawartości portfela, ilości gadżetów i polubień na insta. Że rodziny, w których dzieci chorując, to nie patologia i że pomocy trzeba szukać szybko, a nie czekać, aż „samo przejdzie” i „żeby nikt się nie dowiedział”.

Podsumowując: najczęściej początek depresji to młody wiek (nastolatkowie i młodzi dorośli, do 25 r.ż.) (20). Jeśli rozpoznanie nastąpi późno, leczenie daje gorsze efekty. Dlatego tak ważne, żeby nie ignorować problemów nastolatków. Nie musimy być pewni, że do depresja! Jeśli cokolwiek nas niepokoi, reagujmy. W najlepszym wypadku (czego wszystkim życzę) po prostu stracimy czas/pieniądze na wizytę u specjalisty.

Przypomnę:

TELEFON ZAUFANIA DLA DZIECI I MŁODZIEŻY: 116 111

Telefon dla Rodziców i Nauczycieli w sprawie Bezpieczeństwa Dzieci: 800 100 100

„Chory ma chorobę wypisaną w wyglądzie i zachowaniu”

Pamiętam, jak zatrzymali się u nas na kawę znajomi. Jechali z daleka, z różnych miejsc, w tym samym celu. Wspólni przyjaciele jednego człowieka. My z Kubą w dresach, oni w garniturach. Siedzieliśmy przy stole w kuchni, a oni zastanawiali się na głos, czy były jakieś sygnały, które mogli zauważyć? Słuchaj, a przecież on wtedy tak. I nie dzwonił. I wtedy to powiedział. I ta straszna rzecz go spotkała. A potem jeszcze ta kolejna. Wtedy odwołał, a nigdy nie odwoływał. I to wtedy powiedział, pamiętasz? Pamiętasz, jak to powiedział? Myślisz, że on już wtedy…?

Milczałam, słuchając, jak dyskutują między sobą. Słuchałam tych domniemywań, wyrzutów sumienia. Niezależnie od wszystkich słów, trzeba było w końcu dopić kawę, wstać i jechać. To już się wydarzyło. I pogrzeb miał się zacząć za dwie godziny.

Mit, który się przewija w kółko. Że osoba chorująca na depresję się nie uśmiecha. Że widać po niej chorobę, bo jest smutna, wycofana, nie wstaje z łóżka. Że nie może “normalnie funkcjonować”, spełniać ról rodzinnych, społecznych.

Jakie są te typowe, opisywane w podręcznikach, objawy depresji?

Smutek. Obojętność. Zmęczenie. Utrata zainteresowań, brak odczuwania przyjemności. Brak apetytu. Lub przeciwnie, przyrost masy ciała. Bezsenność i inne problemy ze snem. Poczucie braku wartości. Albo poczucie winy. Myśli o śmierci. Myśli samobójcze. (5)

  • Ile z tych rzeczy, nawet jeśli występują, może być niewidocznych na pierwszy rzut oka?
  • Czy wiadomo, że komuś dana czynność czy relacja już nie sprawia radości, jeśli nadal będzie się uśmiechał?
  • Czy to widać, że ktoś myśli o śmierci?

Człowiek chorujący na depresję może, jeśli nie przyjrzymy mu się uważnie, sprawiać wrażenie pogodnej, nawet odnoszącej sukcesy osoby.  

Nie mam danych na temat, ilu z chorujących prezentuje przez cały czas te jej klasyczne objawy, które się z chorobą kojarzą. Nie wiem, ilu nie da rady wstać z łóżka, nie zdoła się już uśmiechać, nie dba o swoją higienę, nie je. Nie wiem, ile osób jest w stanie na kilka godzin dziennie zakładać maskę i pokazywać światu, że jakoś sobie radzi.

A ile osób objawy choroby prezentuje, ale otoczenie stara się ich nie zauważać?

„Codziennie rano wstawałam i jechałam na zajęcia w szpitalu. Zawsze z grupą śmieszkowałam jak szalona, a w głowie miałam „tylko się nie rozpłacz, nie wpadnij w panikę”. Kiedy powiedziałam znajomym z grupy po kilku semestrach walki (najpierw wizyta u lekarza, potem farmako i psychoterapia), że przeszłam już 2 epizody depresji… Nie mogli uwierzyć. Przecież śmiałam się z nimi, nigdy nie opuściłam zajęć. Jedna tylko koleżanka wiedziała wcześniej, jakoś wyczuła moje problemy z nastrojem. Jedna z 11 osób, studiujących ze mną już parę lat na wydziale lekarskim, po wielu zajęciach z psychiatrii. To co dopiero ludzie niezwiązani z medycyną mogą wykminić?”

„Właśnie ten kamuflaż sprawia, że dużo osób z mojego otoczenia nie wierzy lub zbywa temat. No bo jak to: dom ogarnięty, ja zawsze uśmiechnięta, sypię kawałami jak z rękawa, może z raz widzieli mnie płaczącą. Więc jaka depresja? Czekam więc na twój artykuł, sama świadomości, że nie tylko mnie tak postrzegają wiele daje”.

„Miałam epizod depresji na studiach. Normalnie chodziłam na uczelnię, jeśli udało mi się wstać w łóżka po kilku dawkach leków. Ale w nocy i w dni wolne umierałam. Kilka miesięcy leczenia i jakoś przeszło (…). Myślę, że jak depresja raz zawita, to gdzieś ciągle się czai za rogiem. Nie można stracić czujności. Za pierwszym razem, zanim człowiek zrozumie, że potrzebuje pomocy i zanim się przełamie, że to jednak psychiatra, to zazwyczaj jest w stanie totalnego upadku. Potem znając ten mechanizm można się jakoś przygotować. Jak migrenowiec z aurą. Po prostu wiem, że to się tam czai.”

„Znajdź sobie zajęcie, najlepiej uprawiaj ogródek. Jesteś niewdzięczna, nie wiesz, ilu ludzi Ci zazdrości. Weź się w garść. To są moje „antydepresanty”, którymi karmili mnie członkowie rodziny. Chorowałam jakiś czas temu. Wiedziałam, że sama sobie nie poradzę, bo nie miałam już w co uciekać. Szkoły ukończone z wyróżnieniem, nagrody rektora itp. W pracy zawodowej nie było już gdzie się wykazać, uderzyłam w szklany sufit i nie miałam w co uciekać ze swoimi problemami. Znajdowałam sobie zajęcie i dzięki temu tłumienie w sobie przez wiele lat doprowadziło do tego, że wykipiały ze zdwojoną siłą. Resztkami sił dowlekłam się do psychiatry, bo rodzina nie widziała takiej potrzeby. Skończyło się długą farmakoterapią, a potem psychoterapią. Rodzina patrzyła na to sceptycznie. Dziś wiem, że mnie to uratowało (…).

Dlatego jak słyszę, że ludzie każą leczyć depresję różnymi zajęciami, pracą, to przytakuję, że to działa. Niestety działanie to można porównać do klejenia plastra na wielką ranę – na chwilę daje radę, ale kiedy przesiąka,krew leje się strumieniem.

I nie mam żalu do nikogo z rodziny. Wiem, że nie rozumieli tych chorób, bo one są trudniejsze przez to, jak stygmatyzuje się chorych psychicznie w naszym kraju. Uważa za czubków, leni, dziwaków lub niewdzięczników (…). Nie miejmy żalu czy pretensji. Edukujmy, to najlepsza metoda!”

“Ludzie mówią, że depresję ma się wypisaną na twarzy i w zachowaniu. A ja umiem w kamuflaż level master”. 

I dwa filmy, podesłane mi przez Was. Poświęcicie na oba mniej, niż 10 minut życia. Polecam bardzo.

Co możemy zrobić, gdy podejrzewamy objawy depresji u kogoś bliskiego?

Zauważyć. Być. Nie oceniać. Nie powielać mitów, które sprawią, że osoba cierpiąca nie będzie miała śmiałości lub ochoty prosić cię o pomoc. Nie musimy mieć wielkiej wiedzy medycznej. Możemy zapytać: „Jak się czujesz?” „Czy jest coś, co mogę dla ciebie zrobić, żeby pomóc?” Prawdziwie wysłuchać.

Możemy namówić na wizytę u specjalisty. Wizyta nie zawsze oznacza farmakoterapię. A jeśli oznacza farmakoterapię, prawdopodobnie tego właśnie dana osoba potrzebuje, żeby się ratować. Nie zwlekajmy z tym, starajmy się to zrobić jak najszybciej. Wiem, że to często trudne w naszych warunkach. Czasem bardzo kosztowne. Mimo to próbujmy, bo na szali stoi właśnie ludzkie życie.

Możemy trwać przy chorującym przez pierwsze tygodnie leczenia, które są ciężkie. Czuwać w tym czasie, gdy nastrój zaczyna się poprawiać, bo może to być pozorne. To właśnie w pierwszych tygodniach farmakoterapii, gdy następuje nagła poprawa, istnieje wysokie ryzyko samobójstwa. Dlatego, że leki zmniejszają lęk, zmniejszają osłabienie, a jeszcze nie znikają myśli samobójcze. To znaczy, bardzo bardzo upraszczając, że w tym momencie osoba chorująca może nadal chcieć samobójstwa, już się go nie bojąc i mając na nie siłę.

Wy

Przysłaliście bardzo dużo Waszych historii. Rozumiem, że nie jest łatwo o tym mówić i za każdą jestem wdzięczna. I dziękuję wszystkim, którzy dotarli w czytaniu aż tutaj. Cieszę się z tego. Za to również jestem wdzięczna.

„Zostałam zdiagnozowana jako epizod depresji z lękiem, gdy w końcu umówiłam się do psychiatry, czyli ok. 3 miesiące od wystąpienia objawów. W tym czasie nie zdałam prawie żadnego zaliczenia/egzaminu. Gdy wracałam do domu i zaczynałam naukę, miałam napad płaczu, który trwał czasem do wieczora. Rozmyślałam o tym, jak bardzo nie chce mi się żyć i jak bardzo moje życie nie ma sensu. Na zajęciach starałam się zachowywać normalnie. Choć zdarzało się, że patrzyłam na ekran, na jakiś preparat i zaczynałam płakać. Zawsze po cichutku wychodziłam, niby do łazienki, czasem udawało mi się, że było to niezauważalne.

U mnie w grupie jedna osoba zorientowała się i zapytała, czy coś się stało, bo mniej miałam ochotę wtedy z nią rozmawiać. Odpowiedziałam, że właściwie nie, tylko ostatnio trochę gorzej się czuję. Później temat się urwał, a my straciłyśmy zupełnie kontakt (…). Jak zdarzał się płacz na zajęciach, to chowałam się w każdy możliwy sposób. Nawet, jeśli ktoś widział (nie wiem, czy tak było, ale raczej nie da się tego całkowicie uniknąć), to nikt nic na ten temat nie powiedział. Od wielu osób usłyszałam również, że schudłam, ładnie teraz wyglądam. Wszyscy myśleli, że stosuję jakieś diety, ćwiczenia. Prawda była taka, że w najgorszym okresie byłam w stanie coś zjeść ok. godziny 19 i to bardzo niewiele. Na myśl o jedzeniu miałam odruch wymiotny, co prowadziło do tego, że miałam jeszcze mniej energii na cokolwiek.

Teraz jest już lepiej, chodzę na terapię, biorę leki i zmieniłam dietę po konsultacji z dietetykiem. Gdyby nie to, dziś mogłoby być ze mną bardzo źle. Początek farmakoterapii jest straszny. Leki zadziałały dopiero po ok. 4 tygodniach, wcześniej odczuwałam tylko efekty uboczne – zawroty głowy, mdłości. Dlatego zawsze też tak siadałam na zajęciach i starałam się nigdzie nie ruszać, żeby nikt nie zauważył, że coś jest nie tak.

Chciałabym przekazać innym, żeby się nie poddawać i dać sobie pomóc”.

„Ty mi bardzo pomogłaś. Dzięki sugestii mojego lekarza rodzinnego zaczęłam myśleć o wizycie, ale po rozmowie z tobą zadzwoniłam i się umówiłam na konkretny termin. Dziękuję. Będę o tym pamiętać zawsze. Teraz jestem nowym, fajnym człowiekiem. Trochę, jakbyś mnie stworzyła od nowa :)”.

„Chorowałam sama bez wsparcia nikogo z rodziny. Byłam wyśmiana przez rodziców, że chodzę na terapię. Do leczenia farmakologicznego przekonała mnie znajoma pielęgniarka (…). To uratowało mi życie”.

„U mnie skończyło się dobrze dzięki wsparciu bliskich, ale nie każdy tak ma. Uważam, że trzeba o tym mówić głośno i wyraźnie. Każdego są w stanie złamać doświadczenia życiowe i mówienie o pozytywnym myśleniu nic nie da. Tutaj trzeba specjalistycznej opieki oraz wyzbycia się stygmatyzacji, której nigdy nie zrozumiem, bo niby czym różni się depresja czy inne choroby psychiczne od na przykład nowotworów?”

„Mam wrażenie, że o ile jeszcze przyznanie się do depresji jest przyjmowane z akceptacją i jako takim zrozumieniem, o tyle powiedzenie, że z powodu tejże depresji chodzi się na terapię albo, nie daj Boże, do psychiatry jest utożsamiane z byciem wariatem, wymagającym leczenie w zakładzie zamkniętym. Społeczeństwo chyba dalej nie wie, że depresja może dotknąć każdego, bez względu na cokolwiek. I że to się leczy, jak jak np. cukrzycę.”


„To moje doświadczenie:

  1. Wyjdź z psem na spacer, jak się zmęczysz, to ci przejdzie.
  2. Depresja? Przecież zawsze, jak się widzę, to się uśmiechasz.
  3. Zawsze wiedziałam, że jesteś poje*ana.
  4. Zjedz lody albo czekoladę, mi pomaga na smutek.
  5. Nie obchodzi mnie, że jesteś chora. Ma być zrobione i już.
  6. Za dobrze ci, to masz depresję.
  7. Ja mam gorzej.

Ale też:

  1. Widzę, że ci smutno. Czy mogę coś dla ciebie zrobić?
  2. Oczywiście, dzwoń zawsze. Nie będę wyciszać telefonu na noc.
  3. Jestem z ciebie dumny. Tak wiele już zrobiłaś.
  4. Jeśli chcesz, możemy przejść przez to razem.
  5. Dziękuję ci, że mi o tym mówisz.
  6. Depresja? Straszne cholerstwo. Musi ci być okropnie ciężko.
  7. Dzwoń. Jak trzeba, to jestem.”

„Depresja to straszna i podstępna choroba. Mój mąż się z nią zmaga. Dzięki pomocy lekarza, farmakologii i wsparciu rodziny bardzo dobrze funkcjonuje. Pracuje. Po prostu żyje.”

Po prostu żyje.

Bibliografia:

  1. WHO: Depression, WHO [online], 2020 [dostęp: 11.05.2020], dostęp online: https://www.who.int/news-room/fact-sheets/detail/depression
  2. NFZ o zdrowiu: Depresja, Narodowy Fundusz Zdrowia [online], luty 2020 [dostęp: 11.05.2020], dostęp online: https://zdrowedane.nfz.gov.pl/pluginfile.php/266/mod_resource/content/1/nfz_o_zdrowiu_depresja.pdf
  3. Informacje statystyczne: Zestawienie liczbowe lekarzy i lekarzy dentystów wg dziedziny i stopnia specjalizacji, Naczelna Izba Lekarska [online], kwiecień 2020 [dostęp: 11.05.2020], dostęp online: https://nil.org.pl/rejestry/centralny-rejestr-lekarzy/informacje-statystyczne
  4. Problem opieki psychiatrycznej w Polsce – analiza rynkowa, Puls Medycyny [online], sierpień 2019, [dostęp: 11.05.2020], dostęp online: https://pulsmedycyny.pl/problem-opieki-psychiatrycznej-w-polsce-analiza-rynkowa-968254
  5. Interna: Zaburzenia depresyjne, Medycyna Praktyczna dla lekarzy [online], sierpień 2018 [dostęp: 11.05.2020], dostęp online: https://www.mp.pl/interna/chapter/B16.II.21.3.
  6. Prevalence of depression in cancer patients: a meta-analysis of diagnostic interviews and self-report instruments, Krebber A. M. H., Buffart L.M., Klejin G. i wsp., Psychooncology, 2014 Feb; 23(2): 121–130. [dostęp: 13.05.2020], dostęp online:
    https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC4282549/
  7. Pancreatic Cancer-Associated Depression: A Case Report and Review of the Literature, Barnes A.F., Yeo T.P., Leiby B. i wsp., Pancreas, 2018 Oct;47(9):1065-1077 [dostęp online: 13.05.2020], dostęp online:
    https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/30199487
  8. Współwystępowanie chorób somatycznych i depresji, Dudek D., Siwek M., Via Medica, 2007, t.4, nr 1, 17-24
  9. Ból przewlekły i depresja, Szkutnik-Fiedler, Farmacja Współczesna, 2014, 7, 14-17 [dostęp online: 20.05.2020], dostęp:
    http://www.akademiamedycyny.pl/wp-content/uploads/2016/05/201401_Farmacja_003.pdf
  10. Depresja a ból: ogólnopolskie badanie epidemiologiczne, Wasilewski D, Wojnar M, Chatizow J, Psychiatria Polska, 2010, tom XLIV, nr 3, 435-445 [dostęp: 20.05.2020], dostęp online:
    http://www.psychiatriapolska.pl/uploads/images/PP_3_2010/WasilewskiPP2010n3s435.pdf
  11. Ocena bólu, lęku i depresji u pacjentów hospitalizowanych z powodu choroby nowotworowej, Baczewska B, Kropornicka B, Drozd C., Olszak C., Przedsiębiorstwo i Zarządzanie, 2013,  t. 14, z. 10, cz. 2 Wybrane problemy organizacji i zarządzania w pielęgniarstwie. Pielęgniarstwo bez granic [dostęp: 12.05.2020], dostęp online: http://piz.san.edu.pl/docs/e-XIV-10-2.pdf
  12. Teoria zapalna depresji – najważniejsze fakty, Gałecki {, Talarowska M., Psychiatria Polska, 2018; 52(3): 437–447, [dostęp: 21.05.2020], dostęp online:
    http://www.psychiatriapolska.pl/uploads/images/PP_3_2018/437Galecki_PsychiatrPol2018v52i3.pdf
  13. Depresja ma różne twarze, wywiad Justyny Wojteczek z Piotrem Gałeckim, Medycyna Praktyczna dla Pacjentów [online], 2017 [dostęp: 20.05.2020], dostęp online:
    https://www.mp.pl/pacjent/psychiatria/wywiady/176266,depresja-ma-rozne-twarze
  14. Depresja i proces zapalny w chorobach reumatologicznych, Buras A., Waszkiewisz N., Szulc A., PHMD, 2015, 69, 162-168 [dostęp online: 20.05.2020], dostęp:
    http://31.186.81.235:8080/api/files/view/116838.pdf
  15. Sexual Abuse and Lifetime Diagnosis of Psychiatric Disorders: Systematic Review and Meta-analysis,
    Laura P. Chen, M. Hassan Murad, Molly L. Paras i wsp., Mayo Clinic Proceedings, 2010, Volume 85, Issue 7, 618-629 [dostęp: 22.05.2020], dostęp online:
    https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC2894717/
  16. The impact of childhood maltreatment: a review of neurobiological and genetic factors [online], McCory E., De Brito S., Viding E., Frontiers in psychiatry, 2011 [dostęp: 22.05.2020], dostęp online:
    https://www.frontiersin.org/articles/10.3389/fpsyt.2011.00048/full
  17. Body mass index and anxiety/depression as mediators of the effects of child sexual and physical abuse on physical health disorders in women, Child Abuse & Neglect, 2014,Volume 38, Issue 12, 2007-2020 [dostęp: 22.05.2020], dostęp online:
    https://www.sciencedirect.com/science/article/pii/S0145213414003457?via%3Dihub
  18. Prevalence of Sexual Violence and its Association with Depression among Male and Female Patients with Risky Drug Use in Urban Federally Qualified Health Centers, Bone C., Goodfellow A., Vahidi M., Gelberg L, Journal Urban Health, 2018 Feb; 95(1): 111–115. [dostęp: 22.05.2020], dostęp online:
    https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC5862699/
  19. Depresja i psychoza poporodowa, Paweł Brudkiewicz, Medycyna Praktyczna dla pacjentów, 2017 [dostęp online: 13.05.2020], dostęp:
    https://www.mp.pl/pacjent/psychiatria/choroby/91686,depresja-i-psychoza-poporodowa
  20. Rekomendacje Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego dotyczące leczenia zaburzeń afektywnych u kobiet w wieku rozrodczym. Część I: Leczenie depresji, Psychiatria Polska, 2019; 53(2): 245–262 [dostęp: 12.05.2020], dostęp online: http://www.psychiatriapolska.pl/uploads/images/PP_2_2019/245Samochowiec_PsychiatrPol2019v53i2.pdf
  21. Physical Activity and Incident Depression: A Meta-Analysis of Prospective Cohort Studies, F.B. Schuch, D. Vancampfort, J. Firth i wsp., 2018, The American Journal of Psychiatry [dostęp online: 11.05.2020], dostęp: https://ajp.psychiatryonline.org/doi/10.1176/appi.ajp.2018.17111194
  22. Aerobic Exercise for Adult Patients With Major Depressive Disorder in Mental Health Services: A Systematic Review and Meta-Analysis, Morres ID, Hatzigeorgiadis A, Stathi A. Depress Anxiety. 2019;36:39–53.
  23. Exercise as an add-on strategy for the treatment of major depressive disorder: a systematic review, Mura G., Moro M., Patten S., Carta M., 2014, Vol 19, 06, 496-508
  24. Depresja dzieci i młodzieży – rozpoznanie i postępowanie, Agnieszka Słopień, Pediatria po Dyplomie, 2020, nr 2, tom 24, 13-18