Czego mnie uczy Niewidzialna Wystawa
Zderzenie z niepełnosprawnością
Za pierwszym razem byłam spięta. Nie spotkałam w swoim życiu wielu osób niewidomych i słabowidzących. W ogóle mam wrażenie, że osoby z niepełnosprawnościami są ciągle poza oficjalną przestrzenią. Gdy się z nimi stykam nie bardzo wiem, co robić, żeby było okej, żeby ich nie urazić. Patrzeć, nie patrzeć? Odezwać się czy milczeć?
Siedziałyśmy z Gosią w jej gabinecie dyrektora Niewidzialnej Wystawy Warszawa, do którego co chwilę wchodzili niewidomi przewodnicy. Wszyscy mówili do siebie po imieniu, na luzie. A ja się spinałam, bo nie dość, że stresuje mnie poznawanie nowych osób, to tutaj dodatkowa trudność, bo ta nieznana osoba mnie nie widzi. Jak się zachować?
Normalnie.
Tego mnie uczy Gosia. Małgorzata Szumowska, która od lat ogarnia warszawską Niewidzialną Wystawę. (Wystawa 6. rok z rzędu zdobywa tytuł Muzeum Roku w plebiscycie Warszawiaki, gdzie głosować może każdy i to duma Gosi!).
Nie opowiadam Wam o Wystawie dlatego, że Gosia Szumowska to moja super mądra przyjaciółka i czerpię z jej stoickiego spokoju w chwilach słabości (i mnie karmi pizzą z gruszką, każdy o tym wie!). Tylko dlatego, że to miejsce naprawdę ważne.
Niewidzialna Wystawa Warszawa
Wystawa polega na tym, że wchodzicie w zupełną ciemność. Prowadzi Was niewidomy/słabowidzący przewodnik. Znajdźcie w kuchni składniki i przygotujcie posiłek. Spróbujcie przekroczyć hałaśliwą ulicę.
Zwiedzanie się kończy, z ostatniej sali wychodzicie do jasnej poczekalni. Ale w głowie zostaje ta ciemność, której niewidomy nie opuszcza po godzinie.
W księdze gości na stronie Wystawy przewijają się słowa: „uczula na problemy”, „długo będę pamiętać tę godzinę”, „doświadczenie, które polecam każdemu”. Jeśli myślicie, że to frazesy, pisane przez boty, to idźcie na Wystawę i jestem przekonana, że wielu z Was po wyjściu będzie mieć w głowie te właśnie słowa.
Kilka dni temu siedziałam znów z Gosią w jej gabinecie. Dużą część podłogi zajmowały rzeczy, które osoby wspierające wystawę wystawiają na licytacje charytatywne, żeby pomóc Niewidzialnej przetrwać pandemię. Książki, obrazy, ręcznie robione cuda. Kolega Gosi zrobił teleskopem zdjęcie mgławicy i przerobił je na obraz. Więźniowie zrobili z papieru mojego ulubionego łabędzia. Znajoma stworzyła piękny kwietnik makramę.
Ania ogarniała paczki dla osób, które kupiły rzeczy na licytacjach, Gosia w swoich nieodłącznych dresach załatwiała bieżące sprawy, a ja kręciłam się w dyrektorskim fotelu, obserwując normalny dzień pracy Wystawy. I najpierw się spinałam nawet w tym, żeby iść po wodę do pokoju przewodników. Bo jak wejść do pomieszczenia pełnego niewidomych? Przecież trzeba się odezwać, a to stres.
A ostatniego dnia wbijałam już (prawie) na luzie, mówiąc od drzwi: „Cześć, tu Róża, koleżanka Gosi. Przyszłam do wodę”. I gdy zostawałam sama w gabinecie, a wchodził któryś z przewodników, po prostu mówiłam „Nie ma Gosi, to ja, Róża”. I zaczynaliśmy gadać.
Normalnie. Tak, jak mnie uczy Gosia.
Sebastian i Rollek
Zresztą Gosia jest mistrzynią przełamywania mojego stresu. Na przykład, zgodnie z zasadami savoir-vivre, które mówią, że poznając ze sobą dwie osoby dobrze zarzucić im pierwszy wspólny temat do rozmowy, gdy Sebastian wszedł do gabinetu, Gosia oznajmiła: „Sebastian, jest tu dziś ze mną Róża. Ona uwielbia gadać o kubeczku menstruacyjnym, a ty miałeś dużo pytań”.
Oprócz tego, że naprawdę wkręciliśmy się w rozmowę o menstrueczku (Sebastian pytał o rzeczy, które intrygują każdego, np. „co robić, gdy w WC nie ma umywalki?”), Sebastian opowiadał mi o swojej pracy przy bydle, pokazywał zdjęcia zwierząt, którymi się zajmuje, mówił o różnych pomysłach na wspieranie zbiórki na Niewidzialną, a w końcu przyprowadził Rollka, 11-letniego psa przewodnika. (Oraz podjął syzyfową pracę nauczenia mnie, jak wymawiać chesapeake bay retriver).
Usłyszałam to, co już mi kiedyś tłumaczyła Gosia. Że psa-przewodnika nie można rozpraszać, gdy pracuje, czyli gdy pomaga osobie niewidomej. Nie ma podchodzenia, zabawiania, głaskania bez zgody ludzkiego przyjaciela (nie bardzo lubię słowo „właściciel”). (Zresztą słusznie zwróciliście uwagę na insta, że żadnego psa nie powinno się dotykać bez pytania o zgodę).
Sebastian mówił mi, że Rollek jest już wiekowy, więc szkoli teraz jego następcę, 8-miesięcznego Waldka, ale żebym sobie nie myślała, że Rollka nie będzie zabierał na spacery i do sklepu, bo Rollek ma cały czas czuć się potrzebny i żeby mogli nadal razem spędzać czas, jak przez wszystkie poprzednie lata.
Co niby jest oczywiste, a jakoś nie do końca do mnie docierało przez wstępną spinę, można po prostu gadać o wszystkim. I gadaliśmy o dzieciach, problemach ze zdrowiem i ochrony zdrowia, o homofobii, o przełamywaniu swoich lęków, o rzeczach, które nas martwią i cieszą.
Normalnie.
Pomoc dla Niewidzialnej
Każdemu z Was, kto jeszcze nie był, polecam Niewidzialną. Wystawa była przez kilka miesięcy lockdownu zamknięta na zwiedzanie, czyli odcięta od swojego źródła utrzymania, dlatego przeżywa ciężki czas.
- Możecie wesprzeć ją kupując albo wystawiając rzeczy na grupie licytacyjnej „Na pomoc Niewidzialnej Wystawie„. Jak zawsze nie namawiam Was do kupowania rzeczy niepotrzebnych, ale może znajdziecie tam coś, co i tak mieliście w planach nabyć. (Każdy na świecie wie, że właśnie w takiej licytacji nabyłam najlepszego przyjaciela, menstrueczka!).
- Możecie kupić komuś bilet na wystawę jako prezent.
- Możecie też wpłacić pieniądze bezpośrednio na zbiórkę Niewidzialnej.
W październiku w social mediach Niewidzialnej (na facebooku, instagramie) będzie też seria zadań/wydarzeń, które mają pomóc poznać perspektywę niewidomych. Np. spróbuj odpowiedzieć na pytanie: „Po co niewidomemu lustro?”, „Jak śnią osoby, które nigdy nie widziały?”. Zadań będzie wiele, sama ich jeszcze nie znam, bo to będzie niespodzianka.
A najbardziej życzę Wam, żebyście Wystawę odwiedzili osobiście (jest otwarta na zwiedzanie i TU możecie kupić bilety). Wysyłam tam, kogo się da.
W ostatni weekend poznałam na kursie w przerwie kawowej dziewczynę z Warszawy. I w pierwszych słowach mojego listu, już odruchowo, bo mam mózg zaprogramowany przez Gosię: „O, a byłaś na Niewidzialnej?!” (Mogło być gorzej, mogłam zacząć od menstrueczka).
Gdy zostanę cesarzową świata, wyślę tam każdą licealną klasę w Polsce. Bo to prawda, co piszą zwiedzający w księdze gości, Niewidzialna uczy wrażliwości. Jest ważnym, pożytecznym miejscem w świecie promującym rzeczy niepotrzebne i szkodliwe.
Mój ostatni dzień na Niewidzialnej. Sebastian pyta Melę, córkę Gosi, czy chce zobaczyć się z Rollkiem. Mela kiwa głową. Gosia mówi spokojnie: „Wiesz, Melu, kiwanie głową nie jest najlepszym sposobem, żeby odpowiedzieć Sebastianowi, który nie widzi”. Więc Mela mówi mu na głos, że tak, chce się spotkać z psem.
Normalnie.
🙂 Bardzo ciekawy i wartościowy artykuł. Już wiem, co będę zwiedzać przy okazji następnego wyjazdu do Warszawy.
Super wpis, mam ochotę odwiedzić to miejsce.
Wspaniały tekst. Zawsze są świetne, ale ten lubię wyjątkowo. Bo ta wystawa w 'niewidzialny’ sposób dotyka tego, co dla mnie jest najważniejsze, tak jak Ty, Różo