Specjalizacja z pediatrii w szpitalu powiatowym?

Każdy, kto śledzi mojego instagrama wie dobrze, że robię specjalizację z pediatrii w szpitalu powiatowym. To pediatria ogólna, taka trochę interna dla dzieciaków. Dwadzieścia-kilka łóżek, w sezonie infekcyjnym wypełnione na maksa, latem wiele stoi pustych.

Panuje takie przekonanie wśród części osób stąd, z południowo-wschodniej Polski, zwłaszcza 1-2 pokolenie wyżej ode mnie, że przeprowadzka do wielkiego miasta oznacza życiowy sukces. Że jeśli ktoś młody wyjechał i wrócił, to pewnie nie miał dość talentu czy sprytu, żeby zrobić karierę TAM. Rówieśnicy moich rodziców chwalą się, że dziecko mieszka w mieście X. Bez wchodzenia w szczegóły, nie trzeba dodawać nic więcej, w końcu duże miasto = prestiż.

Tak samo, jak praca w klinice.

A ja mam alergię na słowo PRESTIŻ. Nie wiem, dlaczego miejsce życia czy pracy z automatu ma ci dawać prestiż. Nawet jeśli na danym prestiżowym oddziale nie robisz nic, poza numerowaniem historii choroby albo czekaniem w kolejce do nauki zabiegu, gdy już wszyscy ważniejsi od ciebie się nauczą. Klinika=prestiż, mniejszy ośrodek nie. Lekarz oddziałowy=prestiż, lekarz w POZ nie. Specka w szpitalu X? Super, jest się czym chwalić! Prestiżowy szpital X, gdzie przed odprawą młodzi łykają leki uspokajające, bo tak się boją ordynatora. Albo młodemu specjaliście proponują stawkę mniejszą, niż wszędzie indziej i jeszcze powinien dziękować, bo prestiż. Nie wszędzie tak jest, to jasne. Chodzi mi o to, że samo miejsce nie oznacza wielu rzeczy na pewno. Najważniejsze, jak pracujesz w tym miejscu, na ile ci pozwalają, jakim jesteś lekarzem, a nie, jaki jest adres twojego oddziału.

(Poza tym umówmy się, pediatria ogólna to nie jest specka, którą się wybiera dla prestiżu :p).

Dla mnie praca jest faktycznie wartościowa, jeśli jest przydatna dla pacjentów, niezależnie od jej formy i miejsca jej wykonywania.

A że Polki w Medycynie wywołały mnie do odpowiedzi w kwestii robienia specjalizacji w szpitalu powiatowym, macie tu garść moich przemyśleń.

Lepiej zacząć pracę jako lekarz w klinice czy na prowincji?

Myślę, że to źle postawione pytanie. Każdy ma inne plany i oczekiwania wobec swojego życia zawodowego i życia prywatnego. Dla każdego „dobra odpowiedź” będzie inna. Nikomu bym nie śmiała doradzać w takiej kwestii, jak układanie sobie życia. Zresztą nie znam wszystkich klinik i wszystkich powiatowych oddziałów pediatrii, żeby Wam tu zrobić sensowne zestawienie. Mogę tylko powiedzieć o swoich doświadczeniach, więc nie traktujcie tego absolutnie jako rady, raczej jako mały, subiektywny wycinek medycznej rzeczywistości.

Selfik w moim oddziałowym aparacie USG <3.

Chciałam tu wrócić

Nie chciałam mieszkać w dużym mieście, nie chciałam robić wielkiej kariery naukowej. Chciałam pojechać na studia, a potem wrócić i pracować tu, w okolicy, z której pochodzę. Bo tu też mieszkają dzieci i trzeba je leczyć, a mało kto tu wraca. Inni mogą nie chcieć wrócić i też ich rozumiem, i to też jest okej.

Podoba mi się podstawowa praca lekarza, gdy jest się z pacjentem bliżej i na dłużej.

Nie da się, żeby każdy lekarz był naukowcem czy specjalistą z wąskiej dziedziny medycyny, bo wtedy w sprawach najczęstszych i podstawowych nie miałby kto diagnozować i leczyć.

Nie da się, żeby wszyscy byli lekarzami od ogólnych rzeczy, bo wtedy nie byłoby znawców rzadszych przypadków i nie rozwijalibyśmy medycyny jako nauki.

Mam duży szacunek do specjalistów wąskich dziedzin i ludzi nauki. Mam duży szacunek do zaangażowanych lekarzy rodzinnych. Każdy rodzaj lekarzy jest potrzebny i chyba trzeba wybrać rolę, jaką najbardziej chcemy wykonywać.

PLUSY robienia specki w powiatowym ośrodku

Różnorodność pracy

Jesteśmy jedynym oddziałem pediatrii w szpitalu. Na powiatowy oddział pediatrii, oprócz urazów, trafiają dzieci od kilku dni do 18 lat ze wszystkimi zdrowotnymi problemami. Kilkudniowe maluchy z żółtaczką, noworodki z zapaleniem płuc, dzieciaki z dusznością, z sepsą, z zapaleniem opon, ze świeżą cukrzycą, z drgawkami, po próbach samobójczych, z zaburzeniami psychicznymi, do diagnostyki bólów głowy, omdleń, bólów brzucha, nieprawidłowego przyrostu masy ciała, dzieci chorujące przewlekle w stanach ostrych. Niemowlaki z katarem, który przeraził rodziców, z bólem brzucha, który się okazuje niczym groźnym, z bólem głowy 3/10, który trwa od dwóch godzin i mija po podanym na oddziale paracetamolu też.

Część tych dzieci cały proces diagnostyczno-terapeutyczny spędzi u nas, niewielka część zostanie przekazana do innych ośrodków po wstępnym zaopatrzeniu. Trzeba na etapie podstawowym ogarniać wszystko i to jest ciekawe. Chorzy nie są wyselekcjonowani na potrzeby konkretnej kliniki i myślę, że na początku pracy to jest plus.

Koleżanki z ośrodków wyższej referencji widują za to pacjentów, o których inni tylko czytają w medycznej prasie i mogą prowadzić ciekawe prace naukowe. Dlatego, gdy się spotykamy, zawsze mamy o czym rozmawiać :).

Wiem, że to zdjęcie wygląda, jakby było zrobione kalkulatorem, ale nawet lepiej – jest zrobione w sztolni, do której mnie zabrała Dagmara @maruuudnik :). Moja ziomeczka, robiąca speckę w klinice. I właśnie o niej myślę, gdy mówię, że zawsze mamy o czym gadać w temacie klinika-powiat :).

Szybko duża samodzielność.

Przychodzisz do pracy i od razu pracujesz jako lekarz, nie jako ktoś od noszenia dokumentacji. Szybko prowadzisz swoich pacjentów, szybko samodzielnie dyżurujesz. Często dlatego, że po prostu w powiatowych szpitalach jest mało lekarzy. W specjalistycznych ośrodkach czasem przez całą specjalizację lekarze nie dyżurują samodzielnie. Nie każdy chce, nikogo nie zamierzam namawiać, niektórzy mogą to uważać za minus pracy w mniejszym ośrodku i mają do tego prawo. Ja cenię dyżury za to, że faktycznie uczą samodzielności jak nic innego.

Pierwsze 2-tygodniowe dziecko z zapaleniem płuc, które trzeba szybko „dać pod tlen”, pierwsza duszność astmatyczna, pierwsza próba samobójcza, pierwsza gorączka z wybroczynami, pierwsza anafilaksja po użądleniu pszczoły, pierwsze drgawki – to wszystko jest całkiem inne, gdy trzeba to ogarnąć samemu na dyżurze, a nie w czasie dnia, pod okiem trójki specjalistów.

Wstający świt zwiastuje nadciągający koniec dyżuru!

W razie wątpliwości możemy zadzwonić do specjalisty, który ma nadzór. W razie ciężkiej sytuacji na oddziale specjalista przyjeżdża na pomoc (mnie się taka potrzeba zdarzyła 2 razy).

Luźna atmosfera

Lubię, gdy nie muszę się wszystkim dookoła kłaniać w pas, ze wzrokiem wbitym w ziemię, bo można okazywać szacunek drugiej osobie, jednocześnie nie bojąc się do niej odezwać.

Mogę o wszystko zapytać specjalistów z mojego oddziału, na odprawie mogę się w każdej chwili odezwać, gdy przychodzi mi do głowy jakiś pomysł na omawianego pacjenta albo nie rozumiem, skąd takie badanie/leczenie.

Między lekarzami jest luźno, po prostu. Mogę mówić na odprawie „Wygląda to na kolejną zagadkę godną naszej kliniki” (mam nadzieję, że każdy docenia ten przedni żart, wypowiadany na powiatowej pediatrii ogólnej). Mogę na pytania kolegi studenta, kiedy pójdziemy robić USG, odpowiedzieć przy X., która jest super mądrą specjalistką, „Zaraz pójdziemy, tylko X., słabe ogniwo naszej drużyny, się ogarnie z papierami”. Mogę żartować podobnie do innej super mądrej lekarki, która ma dwie specki i doktorat. (Zresztą obie kiedyś pracowały w klinice). Myślę, że wszyscy wiedzą, że cenię ich wiedzę i doświadczenie, nie każą mi tego okazywać poprzez podkreślanie hierarchii. I nie chcę sobie wyobrażać sytuacji, które słyszę od znajomych, że nie mają za bardzo prawa się odezwać do starszych lekarzy.

Gdy chcę jechać na kurs USG, nikt mnie nie blokuje (my z koleżankami ze swojej strony też takie rzeczy zgłaszamy dużo wcześniej, żeby nie było problemów kadrowych, żebyśmy mogli poustawiać urlopy, nie jeździmy wszystkie w tym samym terminie itp.). Nie mam problemu z realizacją programu specjalizacji, wyjazdy rezydentów na staże są ustalane na wiele miesięcy wcześniej, żeby każdy mógł zrealizować program. Mówiąc prosto, idą mi na rękę w robieniu specki. Wspominam o tym, bo krążą opowieści, że w małych szpitalach „nie chcą puszczać na staże”. Nie wiem, jak jest w innych, ja nie miałam takich doświadczeń.

Tu selfiaczek w szybie mikrofalówki, w której się grzeje dyżurowa kawa.

Nie jest idealnie, bo oprócz tego jesteśmy też ludźmi. Różnimy się pod wieloma względami. Niektórych lubimy, innych nie, niektórzy nas lubią, inni nie, więc to nie utopia wolna od konfliktów. Są okresy lepsze i gorsze, jeśli chodzi o atmosferę. Tylko że nie widziałam nigdy oddziału, na którym jest idealnie pod względem relacji międzyludzkich. A tutaj jeśli ktoś się na mnie wnerwia, to raczej przez moje cechy charakteru, a nie dlatego, że jestem „tylko rezydentem”, „nie z lekarskiej rodziny” itp.

Z rodzicami dzieci też rozmawiam luźno. Nie bez szacunku, to jasne, jednak też bez podkreślania, że oto ja jestem lekarzem, który tu dyktuje warunki.

Nie mówię absolutnie, że to jest stała cecha szpitali powiatowych albo że zawsze tego brak na klinikach. Myślę, że wszystko zależy przede wszystkim od ludzi. Nie jestem zresztą znawcą klinik. Na studiach mi się w klinikach nie podobało ani trochę, z drugiej strony byłam studentem, więc niewiele z całości widziałam i myślę, że to nie była rzetelna ocena. Negatywne głosy o relacjach międzyludzkich słyszę głównie od znajomych, którzy się z ośrodków wyższej referencji przenieśli do mniejszych szpitali (wbrew pozorom wcale nie jest ich niewielu). Nie znam głosów tych, którzy zostali. W czasie specki w każdym miejscu, gdzie bywam (POZ, szpital powiatowy, wojewódzki, klinika) jestem traktowana bardzo w porządku.

Nie muszę być lekarskim dzieckiem

Tę rzecz powtórzę – nigdy nie poczułam się gorzej, bo nie jestem z lekarskiej rodziny, bo nie mam „pleców”. Nie ma u nas tak, że na specce zabiegowej rezydent nie operuje przez pierwsze dwa lata, bo cały czas są w kolejce przed nim synowie i córki starszych lekarzy ze szpitala. Może problem dlatego za bardzo nie istnieje, bo prawie nikt z młodej kadry w moim szpitalu nie podchodzi z lekarskiej rodziny. Poza tym to szpital powiatowy – tu nie ma się o co bić ;). Nie ma dobrze opłacanych badań klinicznych, nie ma walki o pacjenta, nie ma bardziej czy mniej „prestiżowych” czy lepiej opłacanych obowiązków na oddziale.

MINUSY robienia specki w powiatowym ośrodku

Brak możliwości pracy naukowej w takim zakresie, jak w ośrodkach wyższej referencji i klinikach.

I to jest jedyny prawdziwy minus dla mnie. To jedyna rzecz, za którą tęsknię czasem, gdy myślę o tym, że mogłam robić speckę w wielkim świecie. Ale wiem też, że nie dałabym rady robić wszystkiego naraz: pracować naukowo, być blisko pacjenta, dokształcać się w pediatrii ogólnej, a jednocześnie spełniać roli matki i rozwijać inne zainteresowania. Myślę, że nie można mieć wszystkiego, trzeba coś wybrać i wybrałam to, na czym mi zależało bardziej.

Lekarze z ośrodków wyższej refrencji cię czasem mają za głupka

To bardziej obserwacja, niż minus, bo nie sądzę, że to powinno mieć znaczenie w wyborze miejsca specki. Ale skoro jestem przy głosie, wspomnę o tym, że lekarze też oceniają czasem innych z góry na podstawie tego, że nie pracują w klinikach.

Gdy rozmawiamy telefonicznie z lekarzami ośrodków wyższej referencji, bywa różnie. Niektórzy są bardzo pomocni. Doradzają nam na miarę naszych możliwości. Zdarza się, że prowadzimy pacjentów, którzy są stanowczo za „ciężcy” na powiatowy oddział, ale nie ma możliwości z różnych względów (zwykle ich poważnego stanu) na transport od razu. I lekarze z ośrodków wyższej referencji telefonicznie nam pomagają (u nas najbliższa klinika z dziecięcymi oddziałami takimi, jak chirurgia, gastroentereologia, neurologia, diabetologia, intensywna terapia itp. znajuje się 70km dalej).

A są tacy, którzy w ogóle nie słuchają, co mówisz, bo jesteś tylko głupkiem z prowincji. Nie doradzą, bo uważają, że i tak jesteś za głupi. Czasem słyszymy: „Ha, akurat macie dziecko z tym, takiego rozpoznania się nie stawia w powiatowym szpitalu!” #prawdziwesłowa, jakby niektóre choroby miały omijać powiat i wydarzać się tylko na klinikach (i nie chodzi tu o choroby, gdzie brakuje nam narzędzi diagnostycznych w powiatowym szpitalu, bo wtedy taka reakcja byłaby zrozumiała). I nie chodzi o to, żebyśmy się nawzajem nie sprawdzali, bo najważniejsze jest właściwe rozpoznanie. Ale zakładanie z góry, że „powiat” nie potrafi, bo to powiat, nie jest okej.

Zresztą to nie działa tylko na linii powiat-kliniki, ale np. POZ-oddziały, SOR-oddziały. Kiedyś na dyżurze odbieram telefon z SOR z dość odległego miasta:

  • Mam prośbę o przyjęcie dziewczynki z chorobą X, potwierdzone rozpoznanie, wymaga szpitalnego leczenia. A dziecko jest z waszego rejonu.
  • Dobrze, mam miejsca, przyślijcie ją.
  • Bo rodzina prosi, że tam będą mieli najbliżej.
  • Okej, przyślijcie.
  • I dzwoniłam do oddziałów tu i tu, ale oni nie mają miejsc, a oni są z waszego rejonu. Już jest skonsultowane, ma wszystkie badania, naprawdę chodzi tylko o przeleczenie.
  • Serio, nie ma problemu, po prostu ją przyślijcie.

To jest prawdziwa rozmowa, którą przytaczam, żeby pokazać, że lekarz SOR nie jest przyzwyczajony, że ktoś od razu bierze dziecko na oddział i ta pani doktor chyba nie wierzyła, że tak po prostu się zgadzam, bez „dlaczego do nas”.

W ogóle jest jeszcze wiele moim zdaniem do zrobienia we współpracy i relacjach lekarzy między wszelkimi ośrodkami. Wszyscy lekarze są potrzebni, zwłaszcza w Polsce, gdzie jest nas tak mało. Myślę, że byłoby dobrze, gdybyśmy wszyscy starali się współpracować, a nie licytować, kto jest lekarzem bardziej, a kto mniej.

Niektórych pacjentów musimy przekazać, nie każdą metodą diagnostyczną dysponujemy

Mamy dużo możliwości diagnostycznych. Możemy zamawiać nawet nietypowe badania laboratoryjne podczas diagnostyki. Dostałam od Was pytanie, jak jest z drogimi badaniami. Jest tak, że na dzieciach nikt chyba nie ma odwagi oszczędzać, bo nie mamy tu zbyt wielu ograniczeń. Gdy istnieje potrzeba, zlecamy badania wysyłane kurierem do odległych miast jak Warszawa całkiem swobodnie.

To, czego nie jesteśmy czasem w stanie przeskoczyć, to badania wymagające niektórych pracowni i przeszkolonego personelu. Wtedy musimy dziecko z podejrzeniem, które mamy, wysłać do innego ośrodka, żeby to podejrzenie potwierdzić/wykluczyć. A fajnie byłoby móc niektóre sprawy doprowadzać do końca na miejscu. Z drugiej strony przesyłamy pacjenta dziecko do miejsca, które się specjalizuje w danej grupie chorób, więc z korzyścią dla pacjenta, a to powinien być czynnik decydujący.

I tak, czasem brakuje tego, że nie mamy specjalistów z wąskich dziedzin bliżej. To ma swoje plusy (jak samodzielność) i minusy (gdy sytuacja nas jednak przerasta, a konsultacja nie jest rzeczą, którą można zorganizować łatwo i szybko).

Wciąż czekamy na remont…

Nie mam pojęcia, czy to kwestia powiat-klinika, czy po prostu my jako powiat na Podkarpaciu jesteśmy ostatni w kolejce do wszystkiego, ale to, czemu nie zamierzam zaprzeczać, że warunku pobytu na oddziale są kiepskie. Ostatni remont był ponad 20 lat temu, od kilku lat czekamy na ten obiecany, który się ciągle przesuwa w czasie. Zwłaszcza jedna wspólna łazienka na wiele sal nie jest fajną rzeczą dla chorych dzieci i ich rodziców.

Jedyna rzecz na plus, a raczej totalnie normalna, to że dla małych dzieci mamy na salach: łóżeczko dla dziecka + łóżko dla rodzica. Myślałam, że wszędzie tak jest, bo wydaje się to podstawową ludzką rzeczą. Okazuje się, że wcale nie i są oddziały, gdzie jest tylko łóżeczko dla dziecka, a rodzic ma spać na krześle? Rozkładanym czymś, co ma szybko złożyć przed 7 rano? Co znów pokazuje, że jeszcze wiele rzeczy powinno się zmienić na polskich oddziałach.

Pytanie od Was: Czy jest się od kogo uczyć?

Tak. Nie sądzę, że to zależy od rodzaju ośrodka, wyłącznie od ludzi, którzy na danym oddziale pracują. Ja podczas robienia specki byłam dotychczas na różnych oddziałach, klinicznym też (a w najbliższym roku sporo klinik przede mną), i w KAŻDYM miejscu znalazłam kogoś, od kogo się można uczyć. A na swoim, jak tu wyżej pisałam, mogę w każdej chwili spytać o wszystko każdego. Czasem aż się dziwię, że im się chce na tyle moich pytań odpowiadać.

I tu jeszcze wspomnę po raz kolejny o super rzeczy, którą zorganizował szef, gdy kilka młodych osób miało zacząć dyżury: każdy opracował zalecenia na dany stan ostry i stworzyliśmy z tego później oddziałową książeczkę dyżurową (każdy dostał swój egzemplarz), gdzie zostało spisane postępowanie w najczęstszych trudnych sprawach, które się mogą zdarzyć. (Również pod kątem niektórych dzieci z rzadkimi zaburzeniami, które mieszkają w naszym rejonie). I mówiłam Wam też na instagramie, że przez pierwsze 2 lata nosiłam „pomarańczową książeczkę” ZAWSZE w torebce, żeby jej na pewno nigdy nie zapomnieć na dyżur :).

Pytanie od Was: Czy starsi lekarze aktualizują swoją wiedzę czy trzeba ich na siłę przekonywać do nowych zaleceń?

U nas cała kadra jeździ na szkolenia. Na każdą pediatryczną konfę, która ma miejsce w danym roku, jedzie ktoś z oddziału, przywozi materiały i nowinki. Większość osób prenumeruje czasopisma pediatryczne i przynosi je do dyżurki, żeby każdy mógł czytać najnowsze numery. Tak samo z nowymi książkami – zawsze ktoś z nas je kupi i wtedy reszta przegląda albo trzymamy jakiś egzemplarz na oddziale. A gdy ktoś z nas podpatrzy coś fajnego na stażach na innych oddziałach, to też opowiada o tych rozwiązaniach na oddziale.

To, co mówiłam wyżej, u nas każda młoda osoba może opowiedzieć na oddziale każdy swój pomysł, który np. zobaczyła podczas szkoleń czy staży. Nie każdy jest realizowany, to jasne, też nie każdy jest dobry, ale każdy jest wzięty pod uwagę. Nie jesteśmy blokowani, jeśli chcemy się szkolić. Tak jak Wam opowiadam w kółko o USG płuc – to był pomysł mojej o kilka lat starszej koleżanki, pojechałyśmy na pierwszy kurs we dwie, gdy nikogo na oddziale USG nie interesowało. A teraz szkoli się w tym kierunku cała kadra oddziału.

I nie, nie jest tak, że każdy się w kółko uczy. I że każdy pomysł jest od razu witany z otwartymi ramionami (po pierwsze, może nie być dobry, po drugie, jeśli wymaga wysiłku i zmian często wywołuje w pierwszym momencie odruchowy opór i to dla mnie zrozumiałe, sama też często tak reaguję i potrzebuję czasu, żeby coś przetrawić i uznać za jednak dobry pomysł). I nie jest też tak, że absolutnie w każdym temacie mamy cały czas najbardziej aktualną wiedzę. Wiecie, to są choroby od noworodków do 18-latków. Ale staramy się śledzić zmiany w tych tematach, które nas dotyczą najczęściej. A z rzadszych dokształcamy się na bieżąco, gdy zachodzi potrzeba.

Myślę, że warto tu wspomnieć o tym, że w czasie tak szybko rozwijającej się medycyny wydaje mi się, że poza sytuacjami najbardziej pilnymi, stanami ostrymi, z których młody lekarz powinien być dobrze przygotowany i działać natychmiast zgodnie z zasadami sztuki, w większości sytuacji diagnostycznych i terapeutycznych najważniejsze jest umieć znaleźć odpowiednie informacje w wiarygodnych źródłach, niekoniecznie mieć każdą odpowiedź od razu w głowie.

Pytanie od Was: Czy robiłam staż na tym oddziale, na którym pracuję? I czy robiłam staż w szpitalu powiatowym?

Tak i tak. Znałam swój oddział ze stażu i polecam wszystkim poobserwować wcześniej miejsce, gdzie się ma pracować. Jeśli myślicie o specce, której nie ma w programie stażu podyplomowego, za moich czasów można było się dogadać w obrębie danego szpitala, żeby jednak zgodzili się przychodzić stażyście na oddział, w którym by chciał pracować.

Obowiązkowe selfie w WC. (Tu akurat 10zł wsadzone do etui na wypadek, gdybym zapomniała portfela na dyżur, a trzeba za coś kupić pierogi!).

A co do samego stażu w szpitalu powiatowym – bardzo mi się podobał. Głównie dla tego, o czym pisałam wyżej – dużo rzeczy robiłam sama. Na internie od razu dostałam swoją salę pacjentów, którą prowadziłam pod okiem ordynatora (super miłego lekarza, chciałabym takim być, jak dorosnę). Pamiętam do dziś starszą panią z mojej sali, której rozpoznaliśmy wtedy raka jelita grubego. Myślę, że dobrze wykorzystałam ten staż. I właśnie podczas stażu zobaczyłam prawdziwą pracę na pediatrii. (Staż miałam w zimie, w środku sezonu. W ogóle uważam, że studenckie praktyki z pediatrii też mają o wiele większy sens w zimie, niż na wakacjach). Zobaczyłam nie rzadkie przypadki z klinik z zajęć na studiach, oderwanych od najczęstszych przyziemnych problemów, ale normalną pediatrię ogólną. I pod koniec stażu szefowa spytała, czy nie chciałabym u nich robić specki, bo mają wolne miejsce. A ja, że nie, bardzo mi miło i dziękuję, ale wcale nie myślę o specce z pediatrii.

A wyszło jak wyszło :p. (Więcej było we wpisie „Dlaczego pediatria?„).

Pytanie od Was: Czy jest na tyle personelu, żeby dyżurować zgodnie z programem specjalizacji?

Program specjalizacji przewiduje 40 godzin dyżurów w miesiącu. Czyli 2-3 pełne dyżury albo więcej krótszych, np. towarzyszących. Czy można dyżurować tylko 2-3 dyżury w miesiącu? (U nas nie ma towarzyszących, są 16,5-godzinne w tygodniu i 24-godzinne w weekendy i święta). Zależy kiedy. Gdy jesteśmy na oddziale wszyscy, można. Gdy ktoś jest na macierzyńskim, gdy ktoś wypada ze względu na poważne problemy zdrowotne swoje lub bliskich, wtedy się dzielimy jego dyżurami, więc na jedną osobą wychodzi więcej. Najczęściej wychodzi 4 dyżury miesięcznie.

Widok, który lubię – nocny widok ze szpitalnego okna :).

Ale takich rzeczy trzeba się dowiedzieć w konkretnym miejscu, w którym chcecie pracować. Są oddziały, gdzie przez całą specjalizację rezydent nie dyżuruje samodzielnie. Albo w ramach programu specki jest wysyłany, żeby dyżurować na SOR, a nie na swoim oddziale. Każdy oddział ma to zorganizowane trochę inaczej.

Koniec i bomba

To chyba tyle, bo i tak wyszło strasznie długo. Myślę, że powiat nie jest dla każdego. Klinika nie jest dla każdego. Chyba dobrze jest się porządnie zastanowić, co chcemy robić w pracy. Jeszcze lepiej, niż zastanowić – popróbować. I jeśli to możliwe (np. wykorzystując staż podyplomowy) poznać miejsce, w którym chcemy pracować.

A jeśli się okaże w trakcie, że jednak chcemy spróbować czegoś innego, przypominam Wam, że miejsce robienia specki można zmienić. Tak jak i specjalizację. A program specki zakłada wiele staży poza macierzystym oddziałem i można wykorzystać je, żeby poznać różne oblicza pediatrii :).

Wiem, myśleliście, że już nigdy nie przestanę gadać :). Ale to już serio koniec! Dobrego dnia, ziomeczki :).

PS. Tu niżej macie odnośnik do tego wpisu na instagramie, jeśli chcecie zobaczyć komentarze innych do tego tematu :).

https://www.instagram.com/p/CFR2dBHhJM8/