USG PŁUC – historia mojej miłości :)
UWAGA, MEDYCZNE ZIOMKI: Nie jestem żadnym specem od USG, raczej początkującym entuzjastą. Więc nie traktujcie tego, jako porady, jak USG wykonywać, bo sama się dopiero tego uczę. Najlepszą wiedzę teoretyczną zyskacie na kursach, których wcale nie ma w Polsce tak mało. Możecie się też zarejestrować za darmo na stronie EDUSON.PL, gdzie jest mnóstwo wiedzy na ten temat.
USG PŁUC – przedpoczątek.
Niecały rok temu. Wchodzę rano do dyżurki, a koleżanka Kasia do mnie od razu coś w stylu: „Róża, jedź ze mną na kurs USG, jest taki kurs na Roztoczu, dla takich, co nie umieją, trwa tydzień, może nasi mężowie się zgodzą, jest bardzo drogi, ale są dofinansowania, jedź, bo pokoje są dwuosobowe, to będziemy razem”.
Więc mówię: „Okej. Jak tylko Kuba się zgodzi zostać z dziećmi, jadę”.
I tu się zaczęły pojawiać w okolicy pytania. Z pierwszym najważniejszym: po co? Po co jechać na kurs USG? Radiolodzy nam wykonują USG, my nie musimy, I przede wszystkim: nie mamy aparatu. Niektórzy mówią: nie wydam prawie 3 tysiące złotych (bo tyle kosztował kurs z noclegiem), żeby nauczyć się trochę czegoś, czego potem nawet nie będzie możliwości w pracy robić,bo nie ma sprzętu. My mówimy, są dofinansowania z Izb Gospodarczych. Niektórzy, to wciąż około tysiąca złotych za coś, co się nie przyda.
Ale my lubimy się uczyć nowych rzeczy i już.
Mężowie się zgadzają, bo chyba nas bardzo kochają. Szefostwo się zgadza, bo to rozwój, dostajemy urlop. Szef załatwia, że zaraz po naszym kursie producent USG nam wypożyczy aparat na 2 tygodnie, żebyśmy od razu mogły ćwiczyć zdobytą wiedzę.
Jedziemy na kurs.
’Jedziemy we trzy, Kasia, Ada i ja. Totalnie zielone. Po drodze prawie kończy się nam paliwo w nocnej mgle. Na oparach dojeżdżamy do jakiejś stacji po milionie kilometrów bez stacji. Wreszcie w nocy docieramy na miejsce. Pani mówi, że pokoje dwuosobowe. My, że jesteśmy trzy. Pani mówi, że trójka jest kiepska i nie będziemy pewnie chciały. My, że właśnie chcemy, bo jesteśmy trzy! Jeśli kurs się okaże kiepski, to przynajmniej spędzimy trochę czasu razem.
Zaczyna się. Wykłady, ćwiczenia, Intensywnie. ciekawie, że aż szkoda wieczorem kończyć zajęcia praktyczne, chociaż po całym dniu padamy. Dziewczyny mnie uczą, która kawa z ekspresu jest najlepsza do picia i że dieta bezmięsna jest mega smaczna. Uczymy się też o USG ;). Swoje 30. urodziny spędzam na kursie. Warto, bo…
Słyszymy coś dziwnego. Mówią o USG płuc. O jakim USG płuc? Co to jest? Nie znam nikogo w okolicy, kto to robi. Nie widziałam czegoś takiego na wypisie z żadnego innego szpitala, serio.
Opowiadają. Słuchamy. Mega. Serio, to jest mega. Nie ma z tego ćwiczeń praktycznych na kursie. Ćwiczenia są z brzucha i tarczycy. Ale temat zostaje nam w głowie.
Wracamy i chcemy robić.
Wracamy z kursu. Co tam brzuchy, brzuchy każdy widział. Ale USG płuc! Nie trzeba prześwietlać dzieci z infekcjami dróg oddechowych! Nie, że nigdy. Ale w wielkiej większości przypadków nie trzeba. Te dziesiątki niemowlaków z zapaleniami płuc o etiologii RSV, których nie prześwietlamy, bo są stabilne i chcemy im tego oszczędzić – będzie można oceniać zmiany w płucach.
- Będzie można ocenić, czy to zapalenie płuc czy nie.
- Czy zmiany zapalne się zmniejszają czy zwiększają.
- Będzie można różnicować zapalenia wirusowe od bakteryjnych.
- Bakteryjne zapalenia płuc – będzie można ocenić skuteczność leczenia.
- Będzie można kontrolować stan zmian zapalnych bez powtórnych zdjęć. W ogóle bez zdjęć.
- Dzieci z dusznością – będzie można oceniać, czy to tylko obturacja, czy kryją się za tym zmiany zapalne w płucach. Wtedy, gdy jeszcze na słuchawkę trudno to ocenić, bo wciąż słychać głównie obturację.
Nie, że zupełnie bez zdjęć. Są sytuacje, gdy zdjęcia Rtg są wskazane, potrzebne, konieczne. To nie jest też dużą dawka promieniowania. Ale nie znamy przyszłości, nie wiemy, jaką dawkę dziecko przyjmie w kolejnych latach. Jeśli można tego uniknąć, warto!
Poza tym w USG widać już o wiele mniejsze zmiany zapalne. Widać mniejszą ilość płynu. Do diaska, tyle tam widać! Słyszycie, ile tam widać?!
Nie za bardzo nam wierzą.
„Nie przesadzajcie”.
„Nie przesadzajcie”. „Nic tam nie widać”. „Radiolodzy mówią, że to bez sensu”. I moje ulubione: „Tyle lat mieliśmy stetoskopy i jakoś sobie radziliśmy”.
Tyle lat robiliśmy upusty krwi i jakoś to było!
Nie wszyscy tak mówią, jasne, że nie. Na szczęście ci najbardziej decyzyjni nie. Zresztą szef nam załatwił aparat USG na 2 tygodnie, więc się nie przejmujemy tym brakiem wiary, tylko zabieramy się do roboty. Zaczął się sezon infekcyjny. I chyba nie zdajecie sobie sprawy, ile można zrobić przez 2 tygodnie, jak się bardzo chce pokazać innym, że to działa. Zaczynamy robić i widzieć. To prawda, co mówili na kursie. To prawda, co mamy w materiałach. To wszystko widać.
Robimy dzieciom badania bez osłuchiwania ich, żeby inni lekarze widzieli, że widzimy w USG, a nie sugerujemy się stetoskopem. Robimy badania przed wynikami zdjęć Rtg, żeby widzieli, że nasz opis pokrywa się z tym, co potem widać w zdjęciu Rtg. Mówimy, które zapalenia płuc wyglądają na RSV przed wynikiem wymazu RSV.
Przesadzamy dalej 🙂
Szef załatwia nam jeszcze jedno wypożyczenie aparatu. Widzimy coraz więcej. Jasne, że są ograniczenia. Doskonale widzimy płuca przede wszystkim u małych dzieci, gdzie badanie jest dla nas prostsze. U dużych czy otyłych – dużo słabiej. U nastolatków z nadwagą czasem widać tak słabo, że i tak trzeba im na oddziale wykonać zdjęcie Rtg, bo USG nie sięgniemy tam, gdzie trzeba,
Update: Dostałam informację od specjalistów w temacie, że u dużych, otyłych ludzi widać zapalenia płuc równie dobrze. Więc pewnie nasze niepowodzenia wynikały bardziej z braku doświadczenia. TUTAJ i TUTAJ macie przykładowe artykuły z Edusona, jak ustawić aparat i obrazować płuca, żeby poprawić jakość badania (dostęp dostępny po zalogowaniu, rejestracja na stronie bezpłatna).
Na zapalenia płuc na naszym oddziale przede wszystkim chorują maluchy. Mamy mnóstwo niemowlaków, czasem noworodków ze zmianami osłuchowymi – u nich płuca widać idealnie. Zmiany zapalne widać idealnie. Widać, kiedy następuje ich progresja i warto rozważyć modyfikację leczenia. Widać, kiedy mimo takiego samego kaszlu zmiany zmniejszają się na tyle, że można rozważać wypisanie do domu. Można co 2 dni kontrolować ciężkie zapalenia bez konieczności kilku zdjęć Rtg w czasie jednej choroby.
Jaramy się mocno.
Nieważne, że nas mają trochę za świrki. I że nikt nie rozumie, kiedy Kasia przybiega pod drzwi sali, gdy badam dziecko i widzę po niej, że zaraz nie wytrzyma, tylko musi mi coś powiedzieć. Na pewno chodzi o USG, bo nic innego jej tak nie jara. Kończę badać, wychodzę do niej na korytarz, a ona woła do mnie: „Konsolidacje w RS”! „Jak to w RS?!” „W RS, chodź zobacz!”.
I nikt nie czai, czemu jesteśmy tak podekscytowane. Że RS dotychczas nie dawał konsolidacji i że świrujemy, bo dla nas to odkrycie, które się potem potwierdza. Wirus RSV na początku sezonu wywoływał u naszych dzieciaków pewien typ zapaleń płuc, wyglądających u wszystkich dzieci bardzo podobnie. A nagle w połowie sezonu wirus się zmienił? To wciąż był RS, potwierdzony tym samym wymazem z nosogardzieli, ale nagle wszyscy nowi pacjenci mają podobny do siebie, ale zupełnie inny niż wcześniej obraz zapalenia płuc. Tak, jakby były dwa rodzaje zapaleń od tego samego wirusa, w pierwszej połowie sezonu inne, w drugiej zupełnie inne. Nie mówcie, że to nie jest mega ciekawe!!!
(Teraz, Maj. Nikt już nie myśli o RSV, sezon się skończył, Kasia robi USG i mówi: ale to wygląda jak RS! Robimy wymaz, wychodzi RSV, gdy już go nikt nie podejrzewał).
Nie mamy aparatu.
Potem to, co dobre, się kończy. Trzeba oddać aparat. Zostajemy bez i cierpimy. Mówię Wam, to nie jest fajne uczucie, gdy osłuchujesz dziecko i nie jesteś pewien, czy to zapalenie płuc, czy sama obturacja. Czy to już zapalenie płuc, czy jednak tylko oskrzeli. Czy to bardziej zmiany wirusowe, czy już nacieki bakteryjne. A wystarczyłoby przyłożyć głowicę! Mówili na kursie, że potem bez USG człowiek czuje się jak bez ręki. Myślałam, hahaha, akurat. A potem czułam się jak bez ręki.
Niektórzy, co nie byli na kursie, mówią, widzicie, nie ma aparatu, po co to było. A my dręczymy szefa. Szef rozumie, jakie to daje możliwości. O ile mniej prześwietleń trzeba wykonywać, o ile częściej i bardziej precyzyjnie można kontrolować zapalenia, które nie przebiegają tak, jakbyśmy chcieli albo się spodziewali. Mówi, że się postara.
Ale tygodnie mijają. Zaczynam tracić nadzieję. Wydaje się, że wkrótce to całe USG płuc będzie tylko tym, za co niektórzy je mają – taką naszą chwilową fanaberią.
Mamy aparat.
A potem niespodziewanie szef mówi: „w dzień X przywiozą nam aparat”. Tak po prostu, Załatwił. Kupiony. Wszyscy są trochę w szoku. Ale to się naprawdę dzieje. Przywożą nam nowiutki, wyczepisty aparat. Szef mówi do nas dwóch: „Jest wasz, oddaję go w wasze ręce”.
I potem już robimy cały czas, codziennie. To jest mega, mega uczucie, gdy czujesz, że widzisz coraz więcej, gdy widzisz, że na pierwszy rzut oka w tym miejscu nie ma nic złego, ale wiesz,że trzeba podrążyć, bo jednak jest. Nie jesteśmy (jeszcze ;)) mistrzami! Nie jesteśmy ekspertami. To nie jest metoda idealna ani my nie jesteśmy idealnymi badaczkami. Czasem mamy wątpliwości i gdy tylko mamy możliwość, wciąż robimy badania razem, żeby się cały czas wspólnie uczyć. W kilku najcięższych przypadkach wzywamy super mądrego radiologa z naszego szpitala, który chociaż mam wrażenie traktuje USG płuc z pewnym pobłażaniem, nigdy nie odmawia nam pomocy. I mówię Wam, to jest mega frajda, nauczyć się czegoś nowego i przydatnego. To mega frajda, ta świadomość, że dzięki naszemu badaniu cośtam się okazało. Że to jest pomocne. Że nie trzeba prześwietlać maluchów. Uwielbiam to, serio.
Ostatnio mama jednego niemowlaka z ciężkim przebiegiem zapalenia RSV, który musiał być przekazany od nas do ośrodka z intensywną terapią dzieci, po tamtym pobycie wróciła i mówi do mnie: „Pani doktor, w ośrodku X byli zachwyceni, jak zobaczyli te opisy USG. Nasz lekarz zawołał wszystkich i wszyscy to czytali. I powiedzieli, że ostatni opis jest tak dokładny, że na razie nie będą nam robić zdjęcia, tylko się na nim oprą”.
I możecie mnie teraz uznać za buraka, który się głupio chwali, ale to było mega miłe, bo może nie wiecie, ale niestety zwykle ośrodki, do których się przekazuje dzieci ze szpitali powiatowych mówią raczej rzeczy w stylu mistrzów budowlanych „kto panu to tak spier*****?!”. Więc naprawdę się cieszyłam, że tym razem było inaczej ;D.
Coraz więcej osób to robi
Coraz więcej osób się przekonuje do USG płuc. Bo to jest proste, jeśli chodzi o typowe pediatryczne potrzeby. Serio, zasady są proste. A potem gdy się robi i robi, i robi, to zaczyna być jeszcze prostsze i jeszcze dużo ciekawsze.
Coraz więcej osób na naszym oddziale to robi. Ale nie tylko u nas!
Pisałam na początku, że przed kursem nie widziałam na żadnym wypisie opisu badania USG płuc. Ostatnio widziałam na wypisach z kilku szpitali. Więc pediatrzy zaczynają to robić. To jest fajne, bo każdy opis wygląda trochę inaczej, widać, że wszyscy dopiero się wdrażają. Przynoszę Kasi taki wypis i czytamy razem opis. To mega fajne, że ktośtam w innym szpitalu robi właśnie to samo, co my tutaj. I wkrótce może będziemy mogli wymieniać się doświadczeniami i spostrzeżeniami. I ciekawe, czy u nich też wirus RSV „zmutował” w połowie sezonu i zaczął dawać zupełnie inne zapalenia płuc.
A teraz przed nami nowe zadania. USG nie kończy się przecież na płucach :-p. I trzeba się teraz nauczyć wszystkiego innego.
„A u nas nie ma USG”.
Napisałam Wam to przede wszystkim dlatego, że za każdym razem, jak wspominam na instagramie czy fejsie o USG płuc dostaję wiadomości od lekarzy: „Szkoda, że u nas nie ma USG”. „Fajne to, ale u nas się nie da, bo nie ma aparatu”.
U nas też nie było. U nas też niektórzy uważali, że to nie ma sensu. I gdybyśmy uznały tak samo, nadal by go nie było.
Dlatego polecam Wam próbować. Ale ostrzegam – potem, gdy np. jesteście w POZ i słyszycie bardzo dyskretne zmiany na słuchawkę, tak dyskretne, że kurde nie jesteście pewni, a nie macie głowicy w ręce, to naprawdę okropne uczucie :).
(PS. Dzięki temu, że o tym gadałam na insta, dostałyśmy zaproszenie na kurs USG płuc na przenośnych głowicach Philips Lumify, których właśnie można używać w POZ, gdziekolwiek się chce. Jedziemy w ten weekend! Przypuszczam, że je wypróbuję, a potem będę bardzo cierpieć, że takiej nie mam :D. Ale i tak nie mogę się doczekać!).
A po więcej informacji, które Ci się mogą przydać w życiu lub nie, wbijaj na INSTAGRAM i FACEBOOKA.
Kocham to, że Twoje bycie diamentem jest takie wspaniałe i ważne. <3
Dziękuję, że zmieniasz świat na lepsze!
Ebi, znam Cię, więc wiem, że mówisz szczerze i dzięki Ci za to :*. Gdyby nie to, że to Ty, to bym pomyślała, że się ktoś ze mnie nabija ;D.
Rewelacja jako ma 3.5 latki czytałam z zapartym tchem Jaka szkoda że nie przyjmujesz gdzieś bliżej Rzeszowa ☹️
Mój synek wylądował w naszym szpitalu z obturacją i początkiem zapalenia płuc na tle wirusowym i dzięki usg oszczędziliśmy mu drugiego prześwietlenia i oczywiście antybiotyku. Siedział na moich kolanach podczas tego badania 😉 . Pierwszy raz spotkałam się wtedy z czymś takim jak usg płuc. Mam nadzieję (wiadomo jako mama ), że był to ostatni raz gdy takie badanie było w ogóle potrzebne. Cieszę się, że jest alternatywa dla RTG. Początek roku był trudny – syn 3 epizody płucne, córka 2. Ech te nasze maluszki. Pozdrawiam i życzę wytrwania w pasji i samych sukcesów badawczych!
Pasjonatka..aż miło czytać
Róża help! Od czego zacząć, jaki kurs wybrać? Nigdy wcześniej nie trzymałam głowicy usg w rękach (no prawie nigdy), widzę w necie dostępne kursy tylko z zakresu usg płuc w pediatrii. Myślisz, że ma to sens, czy najpierw zrobić jakiś kurs podstawowy z jamy brzusznej? Mamy w oddziale aparat do ECHO z różnymi głowicami usg, może dałoby się wprowadzić usg płuc w naszym oddziale.